Wiele małżeństw współżyjących seksualnie zgodnie z naturalnym cyklem kobiety ma doświadczenie, że taki styl życia sprzyja umacnianiu ich wzajemnej więzi. Dla nich opcja stosowania antykoncepcji jest tak odległa, że nie biorą jej w ogóle pod uwagę bez względu na długość przerw we współżyciu seksualnym. Na przeciwległym biegunie znajdują się małżeństwa, które nie akceptują jakichkolwiek ograniczeń w ekspresji swojej seksualności.
Używają one regularnie nowoczesnych środków antykoncepcyjnych. Te pary nie przejmują się nauczaniem Kościoła, nie próbują nawet zrozumieć jego stanowiska. Ludzkie wybory wymykają się jednak prostym, czarno-białym schematom. Między tymi dwoma opcjami istnieje jeszcze szary środek zapełniony małżeństwami, które chcą być wierne nauczaniu Kościoła, ale nie umieją sprostać jego wymaganiom. Szczególnie wtedy, gdy w ich życiu pojawią się sytuacje trudne i wyjątkowe, zakłócające regularność współżycia, gdy naturalne planowanie rodziny (NPR) jest utrudnione lub wydaje się niemożliwe. Długi okres bez współżycia jawi się im jako czas wielkiego cierpienia. Próbie tej nie zawsze umieją sprostać.
Sytuacje trudne
W życiu małżeństwa, bez względu na wyznawany światopogląd, zdarzają się sytuacje wymagające dłuższego powstrzymania się od współżycia seksualnego, np. rekonwalescencja po przebytej operacji lub gdy ciąża jest zagrożona, itp.. Małżonkowie mają wtedy świadomość, że miłość wymaga od nich poświęcenia własnego dobra ze względu na dobro współmałżonka lub dobro nienarodzonego jeszcze dziecka. Życie przynosi jednak także inne wyzwania destabilizujące pożycie seksualne, w których nie widać aż tak klarownych granic między miłością a krzywdą. I to one budzą najwięcej pytań i wątpliwości.
Perturbacje w życiu seksualnym pojawiają się u małżeństw przeżywających kryzys spowodowany bezrobociem. Gdy człowiek nie wytrzymuje naporu wewnętrznych napięć i presji okoliczności, obojętne wydają mu się normy moralne. Coraz częściej pojawiają się sytuacje, że małżonkowie przez dłuższy okres czasu nie spotykają się ze sobą z racji pracy męża w odległym miejscu. W chwili spotkania nie umieją powstrzymać się od współżycia, nawet za cenę grzechu – użycia środka antykoncepcyjnego. Czasami choroba współmałżonka, np. żółtaczka zakaźna typu C, choć ryzyko zarażenia się drogą płciową jest bardzo małe, wywołuje tak silny lęk, że małżonkowie, zanim się oswoją z chorobą, decydują się ze względów bezpieczeństwa, na wszelki wypadek, sięgnąć po prezerwatywę.
Bywają sytuacje jeszcze trudniejsze do rozwiązania. U niektórych małżeństw lęk przed kolejną ciążą jest na tyle silny, że prawie całkowicie rezygnują ze współżycia seksualnego: „Teraz po piątym dziecku lęk przed zajściem w ciążę jest u nas tak duży, że nawet w czasie niepłodnym boimy się współżyć. Tylko świadomość, że nie powinniśmy mieć więcej dzieci trzyma nas na wodzy, choć pragnienie współżycia całkowicie dominuje nasze myśli”. Gdy pragnienie bliskości staje się trudne do opanowania małżonkowie decydują się na dodatkowe zabezpieczenia, nawet wtedy, gdy są w okresie niepłodnym. Szukanie takich rozwiązań może się pojawić np. w czasie karmienia piersią. Kobieta karmiąca nie umie odczytać wykresu z powodu niewyraźnych, mało czytelnych objawów śluzu lub czuje się zdezorientowana jego chwilowym pojawieniem się, a potem znikaniem. Zaczyna bać się, że po raz kolejny przeoczy jego pojawienie się. Katolickiemu małżeństwu, które nie zdobyło bardzo dobrej umiejętności interpretowania objawów i z tego powodu nie potrafi wykorzystać możliwości współżycia w tym okresie, jawi się tylko jedna opcja – w ogóle nie współżyć przez wiele miesięcy, rok, itp.. Kobieta zajmująca się intensywnie dzieckiem jest w stanie tak długo powstrzymać się od współżycia, ale dla męża okres ten jest najczęściej bardzo trudny i to on inicjuje współżycie seksualne.
Zdarza się często, że kobiety stosujące metody naturalne popełniły jakiś błąd np. źle odczytały wykres, nie wzięły pod uwagę ważnych danych i w wyniku tego przeoczenia lub niewiedzy poczęło się dziecko. U jednych kobiet takie „wpadki” będą nauczką na przyszłość, aby rzetelniej badały funkcjonowanie swojego organizmu; inne zaś, szczególnie te, które mają już kilkoro dzieci, albo zaszły w kolejną ciążę jeszcze w okresie karmienia piersią poprzedniego dziecka mogą zrazić się do metod naturalnych i nie będą chciały ich więcej stosować. Takie sytuacje sprawiają, że małżonkowie w danym momencie swojego życia nie są zdolni, tak od razu, przełamać psychicznych blokad. Trzeba jakiegoś czasu, często także i pomocy, aby umieli spojrzeć na swoją sytuację innymi oczami. Zanim jednak dojdzie do przewartościowania życia, nadania wydarzeniom nowej interpretacji trwają w buncie, smutku, depresji.
We wspólnocie Kościoła rozwiązywanie trudnych problemów powinno odbywać się z wielką powagą, stosownie do wagi ludzkiej seksualności, ale zawsze w wolności i odpowiedzialności małżonków przed Bogiem i wzajemnie za siebie. Problemów tego typu nie wolno pomijać i przemilczać tylko dlatego, że są bardzo skomplikowane moralnie. Tym bardziej, że można pokazać kilka kierunków ich rozwiązania, które dadzą małżonkom poczucie zrozumienia ze strony Kościoła i miłosierdzia ze strony Boga, nadzieję rozwiązania trudności i szansę moralnego uporządkowania sfery seksualnej. Gdy po jakimś czasie małżonkowie wyjdą z kryzysu zobaczą, że życie zgodne z nauką Kościoła nie stoi w sprzeczności z prawdziwym dobrem małżeństwa.
Dylematy moralne
Małżonkowie w różny sposób radzą sobie w sytuacjach, w których lęk przed poczęciem dziecka nie pozwala, przez długi okres czasu, na podjęcie współżycia seksualnego. Małżeństwa najbardziej dojrzałe starają się okazywać sobie miłość na wiele innych sposóbów, umacniając tym samym swoją więź małżeńską. Inne jednak usztywniają do granic możliwości wzajemny kontakt i tym samym pozbawiają relację małżeńską ciepła i intymności albo stosują zastępcze wobec aktu seksualnego sposoby zaspokojenia seksualnego. Te, które są bardzo spragnione bliskości co jakiś czas sięgają po antykoncepcję. Są też takie małżeństwa, które mają poczucie, że znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Mają jasną świadomość permanentnie powtarzającego się grzechu, ale równocześnie antykoncepcja wydaje im się jedynym rozwiązaniem ich problemów. Takie małżeństwa często odchodzą całkowicie od prowadzenia życia sakramentalnego, oziębiając swoją relację z Bogiem i Kościołem. Jeszcze inne przeświadczone o niemożności zachowania nauki Kościoła decydują się ją całkowicie odrzucić i zaczynają regularnie stosować antykoncepcję. Nawet jeżeli wiele z tych małżeństw wyraźnie nie dopowiada czym jest dla nich decyzja grzechu lub nawet całkowitej rezygnacji z kierowania się katolicką moralnością, to jednak rodzi się w nich przeświadczenie, że albo nie są godne być w Kościele, albo nauka Kościoła jest w wielu sytuacjach niemożliwa do zachowania, a może poprostu błędna. Im większe trudności przeżywają małżonkowie, im więcej w życiu rozpaczy z zaistniałej sytuacji, tym bardziej dramatyczny staje się rozdźwięk między ich osobistymi problemami a jednoznaczną doktryną Kościoła. Konflikt moralny ma wpływ na więź małżeńską, sumienie poszczególnych małżonków, ich stosunek do Boga i nauki Kościoła. Gdy przybierze on na sile katolicka etyka seksualna jawi się im jako nierealna teoria, niemożliwy do realizacji ideał etyczny, nieludzki wymóg przymuszający do wyboru dwóch niechcianych alternatyw: albo rodzenia dzieci aż do granic możliwości biologicznych organizmu, albo długotrwałej abstynencji seksualnej z powodu lęku przed poczęciem.
Małżonkowie widząc, że nie umieją sobie poradzić w sferze seksualnej powinni się zastanowić co w takiej sytuacji robić, aby rozwiązać swoje problemy. Jakiej zmiany powinni dokonać w swoim życiu, aby zachowywać naukę Kościoła? Niemożność poradzenia sobie ze swoim lękiem, który w konsekwencji przymusza do stosowania antykoncepcji, wskazuje na konieczność szukania pomocy. Gdy małżonkowie chcą żyć zgodnie z wolą Boga znajdą wreszcie takie rozwiązanie, które pozwoli unormować życie seksualne i rozwiąże bolesny konflikt. W niektórych przypadkach Bóg da im siłę do niesienia krzyża i ich autentycznie pocieszy np. brak współżycia wynagrodzi wielką duchową i psychiczną więzią, sprawiając, że trudny czas rozłąki zbliży ich bardzo do siebie. Bóg nie pozwala doświadczać nikogo ponad jego możliwości. Nie tylko nadaje sens brakowi współżycia seksualnego, ale przede wszystkim jest żywo zainteresowany przywróceniem szczęścia pożycia małżeńskiego.
Dynamiczna wizja rozwoju człowieka
Małżonkowie nie od razu stają się święci, choć wszyscy są powołani do świętości, „a to powołanie realizuje się w miarę, jak osoba ludzka potrafi odpowiedzieć na przykazanie Boże, ożywiona spokojną ufnością w łaskę Bożą i we własną wolę” (FC 34). Istnieje więc proces dojrzewania powołania małżeńskiego, który trwa w czasie, i którego nie można sztucznie przyśpieszyć. Małżonkowie, którzy świadomie biorą udział w procesie duchowego wzrostu, powoli, w trudzie i pośród upadków uczą się integrować instynktowne poruszenia ciała z wyższą uczuciowością i duchowością. Duch św. cierpliwie kształtuje nowy styl życia i powoli uzdalnia do życia coraz bliższego Ewangelii. Chęć zdecydowanego zerwania z grzechem i wysiłek zapanowania nad siłą popędów nie oznaczają, że grzechy seksualne w wyniku takiego nastawienia zaraz ustąpią. Małżonkowie mogą im ulegać jeszcze przez wiele lat. Bardzo często w chwilach kryzysów, załamań, zwątpień, trudne do opanowania napięcia seksualne jeszcze się nasilają.
Adhortacja apostolska o zadaniach rodziny chrześcijańskiej Familaris consortio zwraca uwagę, że „człowiek (…) powołany do świadomego wypełniania mądrego i pełnego miłości zamysłu Bożego, jest istotą historyczną, która się formuje dzień po dniu, podejmując liczne i dobrowolne decyzje: dlatego poznaje, miłuje i czyni dobro moralne odpowiednio do etapów swego rozwoju. Także i małżonkowie, w zakresie swego życia moralnego, są powołani do ustawicznego postępu, wiedzeni szczerym i czystym pragnieniem coraz lepszego poznawania wartości, które prawo Boże chroni i rozwija oraz prostą i szlachetną wolą kierowania się nim w konkretnych decyzjach” (FC 34). W cytowanej wypowiedzi papieża istotne jest stwierdzenie, że człowiek jest istotą historyczną. Jako taki nie dochodzi z dnia na dzień do dojrzałości duchowej i moralnej. Dokonuje się to stopniowo, w czasie, w historii. Inną świadomość moralną będzie miał neofita, a inną dojrzały chrześcijanin zaawansowany w życiu duchowym. Wraz ze wzrostem duchowym chrześcijanin lepiej poznaje dobro, bardziej je kocha i chętniej czyni. To co wcześniej wydawało mu się trudne, nieprzyjemne albo niemożliwe teraz okazuje się łatwe i chętnie podejmowane. Analogicznie, gdy jest na niższym etapie nie ma tak wyraźnego rozeznania dobra, mniej kocha Boga i nie zależy mu aż tak bardzo, aby realizować jego przykazania. Wiedza o tym, że człowiek „poznaje, miłuje i czyni dobro moralne odpowiednio do etapów swego rozwoju” (FC 34) chroni nas przed oczekiwaniem od wszystkich takiej samej świadomości dobra i zdolności jego czynienia.
Zróżnicowanie etapów rozwoju poszczególnych ludzi ma wpływ na ocenę moralną ich czynów. Nie każdy czyn uznany obiektywnie jako poważne nieuporządkowanie moralne jest tak samo poważnym, osobistym grzechem człowieka. Choć zewnętrzne skutki zła są zawsze podobnie szkodliwe, to jednak różne jest serce człowieka – ludzka świadomość i wolność wyboru. Na złagodzenie winy moralnej popełnianych grzechów wpływa niedojrzałość uczuciowa, nabyte nawyki, stany lękowe, depresyjne. Dużą rolę odgrywają czynniki społeczne. W niektórych sytuacjach decyzja popełnienia grzechu rodzi się z trudnych czy wręcz dramatycznych doświadczeń głębokiego cierpienia, samotności. Czasami człowiek popada w rozpacz z racji całkowitego braku perspektyw ekonomicznych, niejednokrotnie poddany jest silnej presji najbliższego otoczenia.
Wszystkie okoliczności, które wpływają na decyzję popełnienia zła, jak i intencja z jaką się coś robi mogą znacznie złagodzić odpowiedzialność, a nawet zredukować do minimum winę moralną grzesznika. Nie mogą jednak usunąć zła, które się i tak dokonuje bez względu na motywy postępowania i warunki w jakich się podejmowało decyzję. Podobnie jak kradzież zawsze wyrządza komuś jakąś krzywdę, nawet wtedy, gdy osobą kradnącą jest bezrobotna matka nie mająca pieniędzy na nakarmienie głodnych dzieci.
Można powiedzieć, że im człowiek jest mniej dojrzały duchowo, im trudniejsza jest jego sytuacja, im większy lęk go ogarnia – tym mniejsza jest świadomość lub dobrowolność czynu i tym samym mniejszy jest osobisty grzech człowieka. Im większej ofiary wymaga trwanie w dobru, tym bardziej taka postawa jest znakiem świętości, ale równocześnie niemożność podjęcia tak trudnego wezwania spotyka się z większym miłosierdziem Boga i wyrozumiałością Kościoła. Warto przy tym pamiętać, że człowiek, który stara się na co dzień żyć z Bogiem, stara się nie popełniać grzechów, w wielu dziedzinach życia wiernie zachowuje Boże przykazania, nie może tak od razu, nagle, popełnić grzechu śmiertelnego w sferze seksualnej. Utożsamienie grzechu śmiertelnego z każdym grzechem seksualnym kochających się małżonków jest głęboko nieprawdziwe i bardzo szkodliwe dla zdrowia psychicznego i duchowego.
Kierunek wysiłków pedagogicznych Kościoła
Zadaniem kapłana i małżeństw katolickich zaangażowanych w duszpasterstwo rodzin jest towarzyszyć i pomagać małżonkom na drodze realizacji ich powołania. Posługa ta dotyczy także pomocy w rozwiązaniu problemów pożycia seksualnego. Niekiedy pomoc wymaga współpracy kapłana z psychologiem, skorzystania z porady medycznej, konsultacji z instruktorami NPR. Coraz częściej taka pomoc może być skutecznie udzielana dopiero wtedy, gdy małżonkowie znajdą się w środowisku żywej wiary, we wspólnotach pogłębionego życia religijnego i będą systematycznie, przez dłuższy okres czasu, formowani do życia wiarą katolicką. Wymaga to od Kościoła nowej strategii duszpasterskiej, a tym samym głębokiej reformy wielu kościelnych instytucji, niestety już dzisiaj nieskutecznych w prowadzeniu ludzi do spotkania z żywym Bogiem i w rozwiązywaniu ich życiowych problemów. Nad koniecznością takiego całościowego, a więc najbardziej skutecznego, podejścia do ludzkich problemów warto się zastanawiać, ponieważ „sprawą pedagogii Kościoła jest, by małżonkowie przede wszystkim jasno uznali naukę zawartą w encyklice Humanae vitae, jako normatywną dla ich życia płciowego i szczerze usiłowali stworzyć warunki konieczne dla zachowania tych zasad” (FC 34).
Ten fragment, ukazujący kierunek wysiłków pedagogicznych Kościoła, jest kluczowy dla naszych rozważań. Wyliczone są w nim dwa istotne momenty nawrócenia małżonków. Pierwszym z nich jest jasne uznanie wartości życia zgodnego z naturalnym rytmem płodności kobiety i tym samym uznanie zła moralnego antykoncepcji. Doprowadzenie małżonków do tego wyboru jest powiązane z uznaniem przez nich Kościoła jako ich moralnego autorytetu. Widoczną konsekwencją takiej zmiany, która świadczy o pozytywnym stosunku do normy moralnej jest rozpoczęcie uczenia się jak rozpoznawać objawy płodności, czekanie ze współżyciem na okres niepłodny, dalsze dokształacanie się w znajomości metod NPR, itp. Wraz z przyjęciem takiej postawy rozpoczyna się drugi etap nawrócenia, w którym nie ma już problemu napięcia pomiędzy poglądami małżonków a nauką Kościoła, ale pojawia się inne napięcie – pomiędzy nieumiejętnością zachowania dyscypliny wymaganej przez metody naturalne a wolą bycia wiernymi nauce Chrystusa. Takie napięcia mogą pojawić się na początku tej drogi lub dopiero poźniej w wyniku narastających trudności np. kryzysu więzi małżeńskiej lub pojawienia się kolejnego dziecka. Małżonkowie, którzy je przeżywają mają często wyrzuty sumienia z powodu niemożności życia zgodnego z nauką Kościoła. Szczerze mówią o swoich problemach, na których rozwiązaniu im rzeczywiście zależy. Krzyż, który się pojawił w ich życiu wywołuje w nich smutek, ból, płacz. Pragną żyć z Bogiem i zarazem cieszyć się swoją bliskością. Nie wolno ich utożsamiać z tymi małżonkami, którzy uważają się za katolików, ale nigdy nie chcieli i nie mieli zamiaru żyć według wskazań Kościoła, i którym sumienie z powodu takich sprzeczności nie wyrzuca żadnego zła. Małżonkowie katoliccy, którzy nie umieją sobie poradzić z życiem w czystości także czasami wątpią w dobro obranej drogi, a nawet i buntują się przeciwko Bogu. Takie egzystencjalne napięcia mają jednak całkiem inne źródło i są nawet potrzebne na drodze nawrócenia. Sprawiają, że człowiek staje się bardziej pokorny, świadomy swojej słabości, ale także mądrze pogodzony ze swoim życiem, otwarty na Tajemnicę.
Wyżej cytowany tekst Familiaris consortio może pomóc rozwiązać dylematy moralne w szczególnie trudnych sytuacjach, gdy nie można szybko znaleźć żadnego genialnego rozwiązania, gdy potrzeba czasu, aby człowiek pozbierał swoje życie i opanował przygniatające go trudności. W tekście tym nie ma powiedziane, że gdy się uzna i przyjmie zasady moralne odnośnie życia płciowego trzeba umieć natychmiast wprowadzić je w życie, ale że trzeba „szczerze usiłować stworzyć warunki konieczne dla zachowania tych zasad”. To właśnie bycie istotą historyczną, realizującą swoje życie w konkretnym czasie sprawia, że człowiek nie zawsze jest zdolny do natychmiastowego wprowadzenia w swoje życie wszystkich norm moralnych. Gdy zaś je wprowadził i przez jakiś czas zachowywał mogą pojawić się takie sytuacje, które zburzą osiągnięty ład moralny a jego przywrócenie będzie wymagało cierpliwego rozwiązania nieznanych dotąd problemów. Samo moralizowanie, zachęcanie do zmiany seksualnych zachowań, stawianie surowych wymagań rozbija się często o niemożność ich zrealizowania. Bardzo dobra znajomość zasad Kościoła i szczera chęć przestrzegania przykazań Bożych nie rozwiązuje automatycznie istniejących problemów seksualnych, nie przekłada się w prosty sposób na wzmocnienie ludzkiej woli i zdolność opanowania seksualności.
Warunki konieczne do zachowania normy moralnej
Nie jest banałem stwierdzenie, że małżonkowie bez żywej wiary w miłość Boga do nich nie będą umieli podjąć niektórych decyzji porządkujących ich życie seksualne według wskazań Kościoła. To miłość Boga rozlana w sercu chrześcijanina jest wewnętrznym nośnikiem uzdolniającym do zmiany postaw i zachowań. Jeżeli nie ma się doświadczenia obecności Boga w swoim życiu, przeświadczenia, że Boża Opatrzność czuwa i opiekuje się nami, to nie można nadać wartości i sensu wielu trudnym wydarzeniom życia. Dlatego autentyczna pedagogika Kościoła wobec małżonków, także tych, którzy nie umieją szybko i jednoznacznie rozwiązać problemów natury seksualnej „ukazuje swój realizm i swoją mądrość tylko wtedy, gdy (…) pomnaża wysiłki w celu stworzenia i podtrzymania tych wszystkich warunków życia ludzkiego – psychologicznych, moralnych i duchowych – które są konieczne do zrozumienia i przeżywania wartości i normy moralnej. Nie ulega wątpliwości, że do tych warunków należy zaliczyć stałość i cierpliwość, pokorę i moc ducha, dziecięce zaufanie Bogu i Jego łasce, częste uciekanie się do modlitwy i do sakramentów Eucharystii i pojednania (…). Do warunków koniecznych należy jednak także znajomość cielesności i jej rytmów płodności” (FC 33). Jeżeli, np. ten ostatni warunek nie jest spełniony, czyli małżonkowie nie znają dobrze metod naturalnych, to siłą rzeczy będą negować normę moralną, a tym samym nie będą ufać nauce Kościoła. I byłoby dziwne, gdyby myśleli inaczej. Wyliczone warunki są zarazem wskazówką co jest potrzebne do przełamania lęków i pojawienia się wewnętrznego spokoju w czasie współżycia seksualnego.
W wielu przypadkach zaufanie do metod naturalnych pojawi się dopiero wtedy, gdy małżonkowie rozwiążą swoje najważniejsze problemy osobiste, gdy uporają się ze swoją bolesną przeszłością. Niektórzy małżonkowie zanim uporządkują swoje życie seksualne zgodnie z nauką Kościoła muszą najpierw jakoś uporać się z dezintegracją wzajemnej więzi. W relacji między nimi mogą istnieć silne napięcia negatywnie wpływajace na ich życie intymne; któraś ze stron może nosić w sobie poważne konflikty duchowe (np. brak przebaczenia) lub psychiczne, które rozkładają związek. Zaburzenia natury duchowej lub psychicznej moga nawet uniemożliwiać odczytanie prowadzonych obserwacji organizmu. Takie małżeństwa bardzo często stwierdzają z całą siłą przekonania, że w ich związku nie da się stosować metod NPR. U kobiet istnieje także zależność pomiędzy umiejętnością obserwacji własnego organizmu a akceptacją swojej kobiecości i prowadzeniem zdrowego dla nich stylu życia.
Okres uzdrowienia pożycia małżeńskiego może trwać bardzo długo gdy współmałżonek nie chce zrezygnować ze środków antykoncepcyjnych, np. używa prezerwatywę. Byłoby wspaniale gdyby małżonkowie (np. mąż alkoholik) równomiernie dojrzewali, duchowo i moralnie. Jest to jednak tylko idealistyczny postulat. Papież stojąc na gruncie realizmu stwierdza: „Trzeba zdawać sobie także sprawę, że w tę intymną więź małżeńską wchodzi wola dwojga osób, które są jednak powołane do zgodności w myśleniu i postępowaniu. Wymaga to nie mało cierpliwości, uczucia i czasu” (FC 34). Jeżeli zgodności w myśleniu nie można osiągnąć natychmiast, to tym bardziej nie można natychmiast osiągnąć postepowania zgodnego z normą moralną. W małżeństwach, w których jedna strona nie umie panować nad swoim popędem seksualnym „nierzadko wierność może być wystawiona na próbę, a dobro potomstwa zagrożone” (KDK 51). W takich sytuacjach roztropność nakazuje szukania kompromisów. Praktyka duszpasterska dopuszcza możliwość podejmowania stronie katolickiej aktów seksualnych, które są ubezpłodnione przez stronę nie respektującą nauki Kościoła. „Takie współdziałanie może być godziwe, kiedy zachodzą równocześnie trzy warunki: działanie małżonka współdziałającego nie jest samo w sobie niegodziwe; istnieją proporcjonalnie poważne motywy dla podjęcia współdziałania w grzechu współmałżonka; próbuje się pomóc współmałżonkowi (cierpliwie, przez modlitwę, z miłością, przez dialog; niekoniecznie w tym momencie ani przy każdej sposobności), aby zaprzestał takiego postępowania” (Vademecum dla spowiedników 3,13).
Możliwość nadużyć i nadinterpretacji
Gdy zajmujemy się rzeczywiście katolickimi małżeństwami przeżywającymi trudności w sferze seksualnej, a więc chcącymi szczerze zachowywać naukę Kościoła, warto im uświadomić (bez lęku że zaraz znajdą furtkę przyzwalającą na antykoncepcję), że pomimo ich upadków moralnych są nadal na drodze do Boga. Gdy jest w ludziach wola życia zgodnego z nauką Kościoła nie wolno negować ich wiary, tylko dlatego, że sobie nie radzą w sferze seksualnej, że nie są jeszcze świętymi i nie prowadzą wyjątkowo czystego życia. Oczywiście istnieje obawa, że pokazanie dynamiki rozwoju duchowego, psychologicznych zależności i związanych z tym niuansów oceny moralnej, zamiast jednoznacznego przypomnienia o zakazie stosowania antykoncepcji, będzie sprzyjało nadużyciom. Każdy bowiem może powiedzieć, że w tej chwili jest niedojrzałym do zachowania przykazania, nie umie panować nad swoją seksualnością i do czasu uzyskania większej dojrzałości decyduje się na życie odpowiednie do etapu, na którym się znajduje. Może także uznać, że dana sytuacja z racji swojej trudności, wymaga odejścia od wymagań Kościoła, które przestają go czasowo obowiązywać, aż do pojawienia się lepszych warunków życia. Dlatego adhortacja zaznacza, że „Tego co nazywa się «prawem stopniowości» nie można utożsamiać ze «stopniowalnością prawa», jak gdyby w prawie Bożym miały istnieć różne stopnie i formy nakazu dla różnych osób i sytuacji” (FC 34). Gdy człowiek sam zacznie ustalać sobie własne normy moralne zależne od oceny swojej dojrzałości lub stopnia trudności w jakich się znalazł, nigdy nie doczeka się owoców dojrzałości, do końca życia nie znajdzie na ziemi idealnych warunków, umożliwiających zachowanie ewangelicznej moralności. Doświadczenie pokazuje, że w sferze seksualnej (bardzo plastycznej i przez to podatnej na kształtowanie) brak wysiłku w przezwyciężaniu grzechu prędzej ugruntuje złe nawyki (lub doprowadzi do nałogu) niż pomoże w procesie stopniowej poprawy. Gdy się już raz zacznie „tymczasowo” stosować antykoncepcję trudno jest potem zrezygnować z obranej drogi. Ciągle można przedłużać stan tymczasowości. I zawsze znajdą się jakieś ważne powody ku temu. Surowość wyrażona w zakazie stosowania antykoncepcji ma na celu uchronienie małżonków przed cierpieniem, które może pojawić się w ich związku, gdy któraś ze stron straci zdolność panowania nad swoją seksualnością. Coraz częściej słyszy się o takich małżeńskich dramatach.
Błąd duszpasterza może polegać na tym, że będzie naiwnie liczył, że sumienie człowieka bez głoszenia mu nauki Chrystusa będzie samo dojrzewało aż odrzuci błędne poglądy. W odruchu litości może też wyłączyć małżonków spod obowiązującego prawa moralnego dając im swoistą „licencję” na antykoncepcję w sytuacjach trudnych. Dlatego kapłani powinni dobrze rozróżnić między zdjęciem z człowieka obowiązku naprawy swego życia, a twórczym i aktywnym towarzyszeniem człowiekowi na drodze wzrostu, aż po jakimś czasie będzie zdolny do wyboru lub realizacji dobra. Duszpasterskie «prawo stopniowości» konkretyzuje się nie tylko w postawie cierpliwości i wyrozumiałości dla dojrzewającego moralnie człowieka, ale także w domaganiu się poprawy, czasami w „żądaniu zdecydowanego zerwania z grzechem i stałego podążania ku pełnemu zjednoczeniu z wolą Boga i jego miłosnymi wymaganiami” (Vademecum 3,9). W sytuacjach gdy trzeba uspokoić sumienie, dręczone silnym poczuciem winy, nie dokonuje się to poprzez przyzwolenie na antykoncepcję, ale poprzez formułowanie ostrożnych i roztropnych sądów o odpowiedzialności człowieka (por. Humana Persona 10). Oddramatyzowanie istniejących problemów seksualnych, konieczne w wielu przypadkach, nie ma na celu osłabienia wrażliwości sumienia, ale jest ważną metodą uzdrowienia prowadzącą do przeżycia tego co najważniejsze – miłości Boga, skierowanej osobiście do grzesznika.
Prawo stopniowości daje nadzieję
Autorzy Familiaris consortio a po niej Vademecum dla spowiedników, pomimo możliwych błędnych interpretacji, nie boją się wprowadzić w obieg Kościoła, w kontekście rozpatrywania problemów natury seksualnej, myślenia o człowieku stopniowo dojrzewającym do wypełnienia Bożych przykazań, a więc człowieku, który będąc na pewnym etapie rozwoju nie umie sobie jeszcze poradzić ze swoją seksualnością i z tego powodu ulega grzechowi. Prawda o ludzkim dojrzewaniu, rozumiana w duchu Ewangelii, tak naprawdę chroni katolickich małżonków, którzy chcą szczerze zachowywać naukę Kościoła, przed zwątpieniem w jej słuszność, szczególnie wtedy gdy w praktyce ich codziennego życia ze swoją seksualnością nie dają sobie radę. Będzie ona zawsze dobrze zrozumiana, gdy małżonkowie stwierdzając swoją aktualną niemoc do współżycia seksualnego zgodnego naturalnym cyklem kobiety nie zaniechają wysiłków przezwyciężania tej sytuacji i tym samym będą starali się jak najszybciej powrócić do zachowania prawa moralnego. „Nie mogą (…) patrzeć na prawo tylko jako na czysty ideał osiągalny w przyszłości, lecz powinni traktować je jako nakaz Chrystusa do wytrwałego przezwyciężania trudności” (FC 34). Gdy w życiu katolickiego małżeństwa pojawi się sytuacja, że pod wpływem lęków albo trudności życiowych ulegną pokusie i sięgną po antykoncepcję, to przed takim małżeństwem stoi zawsze i niezmiennie kolejny wybór – powrót do życia zgodnego z naturalnym cyklem płodności i niepłodności.