Jestem w małżeństwie od 2 lat. Masturbowałem się od lat w czasie gdy byłem jeszcze kawalerem. Po zawarciu związku małżeńskiego do masturbacji powróciłem. Dzisiaj walczę z masturbacją i odnoszę w tej walce pewne sukcesy. Czuje nawet ze moja wiara staje się na tyle silna że jestem bliski ostatecznego zerwania z tym nałogiem.
Czasem po prostu nie udaje mi się upilnować dostatecznie od pornografii, która kończy się masturbacją. Moim największym problemem jest jednak to że o fakcie tym nie wie moja żona. Nie chce Jej tego mówić. Nie chce aby Ona się o tym dowiedziała. Nie wiem jednak czy automatycznie nie skazuje się na życie w grzechu z powodu tego kłamstwa.
W związku z tym moje pytanie do pani są następujące:
Czy zgodnie z nauka kościoła katolickiego powinienem, lub muszę powiedzieć o tym mojej żonie, nawet gdyby udało mi się z tym grzechem ostatecznie skończyć?
Czy jeśli chroni mnie jakieś naturalne prawo do zachowania tego problemu dla siebie i spowiednika, to czy jeśli moja żona mnie kiedyś o to zapyta czy nie chcąc się z tego Jej zwierzać mogę Ja okłamać. Chodzi mi o to czy Ona ma prawo o to pytać i wymagać tej prawdy ode mnie.
Witam,
W tej chwili masturbacja jest dla Pana bardzo bolesnym, wstydliwym i upokarzającym problemem, z którym jeszcze się Pan nie uporał. Dlatego tak ciężko jest Panu o tym w ogóle mówić, tym bardziej żonie. Dlatego niech Pan nie stawia sobie pytania w stylu „muszę”, tylko dojrzewa do takiej rozmowy. Jej sukces zależy od tego jak Pan będzie patrzył na swój problem z młodości, który w jakimś stopniu jeszcze się odzywa, nad którym musi Pan ciągle czuwać.
Gdy będzie Pan bardziej spokojnie patrzył na swoje trudności (co też zakłada, że będzie Pan lepiej radził sobie ze wstrzemięźliwością), zrozumie Pan okoliczności, które wpłynęły na rozwój nałogu, nie będzie tych problemów tak bardzo dramatyzował i tym samym surowo oceniał moralnie… to będzie Panu łatwiej mówić na ten temat (oczywiście nie z każdym, ale z zaufanymi osobami). Bo przecież mógłby Pan powiedzieć żonie: „Masturbacja była moim dużym problem, ale nasza miłość zmobilizowała mnie do walki z nią i odniosłem wiele sukcesów, choć czasami jest bardzo ciężko i czasami jeszcze nie daję rady. Kiedyś byłem przestraszony swoim problemem, a dzisiaj już potrafię na niego patrzeć z dystansem, ponieważ czuje się kochany przez Ciebie (żonę) i dla Ciebie walczę z siłą popędu seksualnego. Nie chcę przeżywać same doznania bez relacji z Tobą, bo tylko bycie z Tobą daje mi szczęście. Cały czas uczę się Cię kochać poprzez moje ciało i troszczyć się jeszcze bardziej o Ciebie”.
Nie jest to informacja dramatyczna, raniąca, a przecież mówiąca prawdę, akcentująca nie dążenie do pustej duchowo masturbacji, której żona może się przestraszyć widząc u Pana przede wszystkim brak powiązania seksualności z miłością; żądzę, która zagraża waszej więzi, ale widząc Pana miłość, dla której Pan walczy o szczęście waszego życia seksualnego. Tylko, że takie słowa mogą się pojawić, gdy zacznie Pan tak rzeczywiście myśleć – powiąże Pan swój seks z jedynym zdrowym kierunkiem – budowaniem miłosnej relacji do żony, z realizacją sakramentu małżeństwa, a więc z Bogiem, swoim życiowym powołaniem.
Gdy będzie Pan patrzył na siebie nie tylko w złej perspektywie grzechu, ale także w perspektywie łaski związanej ze współżyciem seksualnym z kochaną osobą – będzie łatwiej mówić o zdarzającej się czasami masturbacji, bo nie będzie ona istotnym wydarzeniem Pana życia. Będzie wypadkiem na drodze szczęśliwego pożycia małżeńskiego. Ile w Pana małżeństwie było wspaniałych, pełnych oddania i troski o żonę aktów seksualnych? To o nie Pan walczy, a nie z samą masturbacją połączoną z pornografią. Do takiego przewartościowania trzeba dorosnąć. Być na jakimś etapie wyzwolenia z nałogu, ale i myślenia o swojej seksualności.
Żonie, ani nikomu innemu oprócz kapłana, nie musi Pan wyznawać grzechów, ale może Pan z żoną rozmawiać o problemach w waszym związku, o swoich cierpieniach. Teraz Pan nie umie przejść na ten poziom. To nie jest kwestia automatycznego mówienia prawdy, ale dojrzewania, aby mówić o trudnych dla siebie sprawach w odpowiednim czasie, miejscu, biorąc pod uwagę uwarunkowania rozmówcy. Powiedzieć można wszystko, tylko czy z tego ma szanse zrodzić się dobro?
Pytanie dotyczy raczej jak powiedzieć i kiedy, abyście czuli się wzajemnie powiernikami swojego życia, osobami, które niosą razem nie tylko radości, ale i ciężary swojego życia; aby waszej więzi nie blokowały tajemnice, których się Pan strasznie boi i drży, że kiedyś ujrzą światło dzienne. Tajemnice, które są dzisiaj dość powszechnym problemem nie tylko mężczyzn, ale i wielu kobiet. Proszę więc spokojnie rozwiązywać swój problem, aby dojrzewając wyzwalać się z lęku przed tajemnicą, która dobrze przerobiona, odkryta, wypowiedziana, przebaczona – przestanie kiedyś straszyć.