Kategorie artykułów

Sakrament małżeństwa (37)
Celebracja aktu małżeńskiego (46)
Miłość ludzka w planie Boga (69)
Czystość przedmałżeńska (15)
Płodność i planowanie dzieci (36)
Początek życia ludzkiego (10)
Wychowanie seksualne dzieci (10)
Orgazm (18)
Inicjacja, gra wstępna (33)
Ciąża i diagnostyka prenatalna (12)
Leczenie niepłodności (11)
Wstrzemięźliwość seksualna (42)
Poronienie (4)
Menopauza (5)
Choroby, trudne sytuacje (68)
Masturbacja (15)
Pornografia (13)
Seksoholizm (9)
Środki antykoncepcyjne (29)
In vitro (11)
Syndrom poaborcyjny (7)
Modlitwy małżeńskie (6)
Pożądliwość serca (54)
Podejście do grzechów seksualnych (58)
Historia i nowoczesność (35)
Stereotypy (51)
Zdrada (11)
Historie z życia (43)
O nas Kontakt

WESPRZYJ NAS

Czy istnieje „zdrowy egoizm seksualny”?

Czy istnieje „zdrowy egoizm seksualny”?

Egoizm czy altruizm

Prawdopodobnie większość ludzi, zwłaszcza wierzących, postrzega postawę egoistyczną jednoznacznie negatywnie. Egoizm (z łac. ego – „ja”) to „postawa życiowa nacechowana dbałością, wyłącznie lub przede wszystkim, o własne dobro”(encyklopedia PWN). Przeciwieństwem egoizmu jest altruizm, który rozumiemy jako pełna poświęcenia postawa, działanie dla dobra innych. W Ewangelii Jezus często podkreślał znaczenie postawy altruistycznej –czego przykład znajdujemy w słowach: „…nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 12-13). Osoby żyjące dla innych są stawiane za wzór do naśladowania.

Altruizm w życiu seksualnym 

Szukając postawy altruizmu w obszarze seksualności można wnioskować, że „dobry kochanek” to taki, który pragnie zaspokoić drugą osobę – dać jej to, czego potrzebuje, sprawić, by seks był satysfakcjonujący dla niej. Ograniczenie się do altruizmu w seksie niesie jednak pewne ryzyko.

Jedną z konsekwencji źle rozumianego altruizmu może być „dawanie na oślep”, bez sprawdzenia czy partner/ka rzeczywiście potrzebują tego, co dajemy.

Taka postawa sprawia, że ci, którzy dają, przestają słyszeć potrzeby drugiej strony, ale także przestają słyszeć własne potrzeby. Taki radykalny altruizm nie jest właściwą drogą do „seksualnego szczęścia”. 

Koncepcja równej symetrii między altruizmem a egoizmem

Skoro radykalny altruizm i egoizm nie są właściwym rozwiązaniem dla postawy miłości w seksie, to antidotum mogłaby być próba sprawiedliwego wyrównania korzyści erotycznych po obu stronach seksualnej interakcji – swego rodzaju seksualna kompatybilność relacyjna. 

Ta koncepcja zbudowana jest na założeniu, że sposobem na zapewnienie równych korzyści obu stronom jest doskonała symetria w tym, “co kto komu robi”. To rozwiązanie byłoby najlepsze na pogodzenie egoizmu i altruizmu w seksie, gdyby wszyscy ludzie mieli takie same preferencje seksualne. Jednak tak nie jest – nie wszyscy lubią otrzymywać i dawać dokładnie to samo. 

To, co warto przyjąć z tej koncepcji, to ideę dawania i brania, która powinna stać się osią każdej udanej relacji seksualnej.

Seks a dawanie i branie

Dawanie w seksie rozumiane jest jako podejmowanie działania dla dobra drugiej osoby. W dawaniu bardzo istotna jest świadomość tego, co druga osoba naprawdę chce dostać. W tej roli najważniejsze będzie więc zadawanie pytań oraz słuchanie.

Inną aktywnością jest branie. Jest to działanie z pomocą drugiej osoby dla własnego dobra. Dla właściwego rozumienia – branie to nie kradzież, odbieranie czegoś czy wymuszanie. To czerpanie przyjemności z dostępu do czyjegoś ciała, na co pozwolił/a nam jego właściciel/ka. 

Te dwa rodzaje aktywności powinna spajać zgoda. Gdy masz świadomość tego, czego nie jesteś w stanie dać i na co nie jesteś gotowa/y drugiej osobie pozwolić, i jeśli potrafisz to zakomunikować, wtedy możesz dawać hojnie i z przyjemnością – bo będziesz robić to w pełnej zgodzie ze sobą. 

Patologia dawania i brania

Zarówno dawanie jak i otrzymywanie, gdy są niewłaściwie rozumiane i przeżywane, mogą rodzić wiele cierpienia i trudności w życiu pary. 

W przypadku dawania może dojść do postawy “męczennictwa” – dawania ponad siły, służenia czyimś interesom wbrew sobie, skupiając się na drugiej osobie i uciszając swoje wewnętrzne „nie”. Jeżeli z seksualnej interakcji wychodzisz z poczuciem, że cała aktywność była zaspokajaniem przyjemności drugiej osoby i nie znalazło się miejsce na spełnienie twoich potrzeb, to z pewnością jest to męczennictwo – jedna z form niszczącego altruizmu.

Z kolei branie w swojej fałszywej, radykalnej wersji to gwałt. Korzystanie z czyjegoś ciała bez pozwolenia, kradzież czegoś, co nie zostało udostępnione przez drugą osobę świadomie i za jej zgodą. Gwałt to forma niszczącego egoizmu.

Zdrowy egoizm

Na czym miałby w takim razie polegać zdrowy egoizm? W myśl koncepcji chrześcijańskiej wezwani jesteśmy nie tylko do „oddawania życia za przyjaciół”, ale także do „miłości bliźniego jak siebie samego”. Miłość siebie samego byłaby zdrowym egoizmem, potrzebną koncentracją na swoich własnych przeżyciach.

Kiedy poddamy analizie cykl reakcji seksualnej, zauważymy, że przedorgazmiczna faza zwana „plateau”, niejako wymusza koncentrację na sobie i na własnym zaspokojeniu seksualnym, szczególnie w przypadku kobiet. Przykład ten pokazuje, że koncentracja na przeżyciu seksualnym jest związana z satysfakcjonującym życiem erotycznym. 

Koncentracja na przeżyciu seksualnym jest związana z satysfakcjonującym życiem erotycznym. 

Istnieje jednak wiele osób, które mają problem w skupieniu się na doświadczaniu przyjemności, sądząc, że odcina je to od relacji z drugą osobą. Przekonanie, że egoizm definiowany jako skupienie na swoich przeżyciach seksualnych nie może być elementem budowania bliskości i intymności w stałym związku, u niektórych ludzi rodzi problem z połączeniem miłości i seksu. E. Perel, belgijska psychoterapeutka, tak definiuje ten problem: „Dla wielu ludzi zakaz samolubstwa w miłości jest tak wielki, że nie dopuszcza do erotycznego zapomnienia. Zaabsorbowanie sobą, właściwe seksualnemu uniesieniu, unicestwia drugiego w sposób, który nie pasuje do wyobrażenia o intymności. Tacy ludzie odkrywają, że mogą być lubieżni i nieumiarkowani wyłącznie w kontaktach z nieznajomymi, o których się nie troszczą”. 

Przeświadczenie, że szukanie własnej przyjemności i skupienie się na jej przeżywaniu jest egoizmem, prowadzi do „śmierci” pożądania i pasji seksualnej.

W seksuologii mówi się o tzw. „kompleksie madonny i ladacznicy”, w myśl którego kobiety dzielą się na dwie grupy: godne szacunku i „porządne” oraz łatwe i lubieżne. Ten podział uznają zarówno mężczyźni jak i kobiety. Mężczyźni uważają, że z żonami nie można robić tego, co mogliby robić z kochankami. Podobnie żony nie pozwalają sobie na bardziej odważne zachowania seksualne, które kojarzą im się z zachowaniem kobiet nieprzyzwoitych. Ostatecznie tacy partnerzy, zarówno mężczyźni jak i kobiety, w długotrwałym, stałym związku nie mają odwagi realizować swoich fantazji i pragnień seksualnych, bojąc się, co pomyśli o nas mąż/żona. Nawet mając ochotę na pikantny, pełen pasji związek seksualny, wstydzą się pokazać to swojemu partnerowi. Kobiety ukrywają swój erotyzm, żeby nie ranić męskiego ego. Tymczasem rozczarowani mężczyźni w myślach pytają: „ I to ma być wszystko?”. 

W konsekwencji wiele par żyjących w dobrym, trwałym i wyłącznym związku z powodu braku szczerej rozmowy i pracy nad życiem seksualnym nie przeżywa żarliwości w kontaktach seksualnych. 

Co zrobić w takich sytuacjach? Na drodze do wspólnej pasji pierwszym krokiem jest zdolność do pieszczenia partnera oraz przyjmowania pieszczot od niego. Z reguły kobiety mają większe wyczucie niż mężczyźni w temacie dawania i przyjmowania pieszczot. Są bardzo zainteresowane jakością współżycia,  wierzą w możliwość jego poprawy i doceniają namiętne pieszczoty ze strony męża. Dlatego tak ważne jest, aby w przypadku niskiej satysfakcji ze współżycia, kobiety na nowo podjęły decyzję o „braniu” i jasno komunikowały mężowi, jakich pieszczot pragną. 

Namiętny i pełen pasji seks „dzieje się” z otwartymi oczami, z żywym reagowaniem, pokazywaniem co sprawia przyjemność, okazywaniem podniecenia, z realizacją wspólnych fantazji czy odgrywaniem ról. 

Pieszczenie nie ogranicza się do pieszczot narządów płciowych. Niemniej, taki rodzaj pieszczot stanowi bardzo silny bodziec erotyczny. U niektórych łamie stereotyp bycia madonną lub ladacznicą. Zdarza się, że kobieta, pieszcząc ustami narządy płciowe swego męża, ma poczucie poddania się, zniewolenia, a więc dawania, które upokarza. Również według części mężczyzn takie przyjmowanie pieszczot może być trudne, bo uważają, że wtedy kobieta „panuje nad sytuacją”. Dotyczy to mężczyzn, którzy uważają, że męskość wyraża się przez aktywność, a bierność jest upokarzająca. Trudno z pasją pieścić kogoś, kto czuje się poniżony i próbuje się wycofać. Dlatego do rozwijania wachlarza pieszczot intymnych potrzebna jest szczerość w komunikowaniu własnych pragnień i obaw oraz empatyczne słuchanie. 

Istnieje duża grupa małżonków, którzy nie są ognistymi kochankami. Jeszcze nie są, ale chętnie by spróbowali. Są szczęśliwymi żonami i mężami, gotowymi, żeby być szczęśliwszymi kochankami. Gotowymi, by brać i dawać. 

Klucz do pytania o owo „więcej” znajduje się tam, gdzie zaczyna się ryzyko wyjścia poza utarte schematy i wejścia w nieznane.

 

Kamil Wojciechowski –absolwent seksuologii klinicznej w Instytucie Psychologii UAM w Poznaniu i teologii (Wydział Teologiczny UAM w Poznaniu). Prowadzi poradnictwo seksuologiczne. Prywatnie: mąż i ojciec czwórki dzieci.