Kategorie artykułów

Sakrament małżeństwa (37)
Celebracja aktu małżeńskiego (46)
Miłość ludzka w planie Boga (69)
Czystość przedmałżeńska (15)
Płodność i planowanie dzieci (36)
Początek życia ludzkiego (10)
Wychowanie seksualne dzieci (10)
Orgazm (18)
Inicjacja, gra wstępna (33)
Ciąża i diagnostyka prenatalna (12)
Leczenie niepłodności (11)
Wstrzemięźliwość seksualna (42)
Poronienie (4)
Menopauza (5)
Choroby, trudne sytuacje (68)
Masturbacja (15)
Pornografia (13)
Seksoholizm (9)
Środki antykoncepcyjne (29)
In vitro (11)
Syndrom poaborcyjny (7)
Modlitwy małżeńskie (6)
Pożądliwość serca (54)
Podejście do grzechów seksualnych (58)
Historia i nowoczesność (35)
Stereotypy (51)
Zdrada (11)
Historie z życia (43)
O nas Kontakt

WESPRZYJ NAS

Bliskość cielesna w okresie wstrzemięźliwości seksualnej

Wstrzemięźliwość seksualna jest najczęściej związana z decyzją odłożenia poczęcia. Unikanie współżycia seksualnego w tym okresie rodzi napięcie między potrzebą bliskości drugiej osoby a koniecznością oddalenia się od jej ciała. Zbyt duża bliskość powoduje pobudzenie seksualne, którego w którymś momencie nie można już opanować. Budzi lęk przed możliwością poczęcia dziecka. Utrzymywanie zbyt dużego dystansu często rodzi sztywność w zachowaniu, pozbawia relację małżeńską serdeczności i czułości. Może osłabiać wzajemną miłość, rodzić poczucie oschłości, samotności. Może być źle zrozumiane przez współmałżonka jako oznaka niechęci do niego. Historię małżeństwa w różnych jego okresach można nazwać balansowaniem między tymi dwoma postawami.

 

Ideał – obdarowywanie się znakami czułości, szacunku i uznania

Relacja małżeńska w okresie wstrzemięźliwości seksualnej ma swoją wyjątkową specyfikę, która wymaga szczególnego podejścia. Ideałem w tym czasie nie jest ani pełna swoboda seksualna związana z szukaniem największej przyjemności ani upodobnienie relacji między małżonkami do związku brata z siostrą, a więc pozbawienie jej odczuć seksualnych, wyeliminowanie ich, odseksualizowanie się. Małżonkowie w tym okresie są nadal małżonkami i dlatego muszą nauczyć się kochać w sposób odpowiedni dla małżeństwa1. Skoro nie mogą współżyć seksualnie, to tym bardziej potrzebują wyraźnych znaków i gestów, że pragną siebie, że chcą się sobie oddać, że z tęsknotą oczekują współżycia seksualnego. Dlatego jest tak bardzo ważne, aby w tym trudnym okresie stosowali całą gamę przeróżnych sposobów wyrazu miłości.

Małżonkowie właśnie w okresie wstrzemięźliwości powinni poświęcić sobie więcej uwagi, znaleźć czas na wspólną rozmowę, posiłek. Mąż powinien się starać, aby zaspokoić potrzeby uczuciowe żony, zaznaczać, że pamięta o niej i za nią tęskni. Te znaki miłości nie mogą być oderwane od trudów i obowiązków codziennego życia, np. gdy żona jest zmęczona przebywaniem z dziećmi mąż mógłby zaopiekować się nimi, dając jej chwile wytchnienia, okazję pozostania samą. Żona właśnie w tym okresie powinna być szczególnie miła i wyrozumiała dla męża. Doceniać jego trud wstrzemięźliwości; szanować jego pracę zawodową, dostrzegać sukcesy, troskę o dom i rodzinę.

W okresie powstrzymania się od współżycia seksualnego nie może także zabraknąć takich oznak bliskości jak dotyki, objęcia, przytulenia, pocałunki, czułe słówka, liściki miłosne, itp. Są to wszystko sygnały żywych uczuć, miłosne gesty, delikatne i subtelne, które rodzą się wobec „człowieka drugiej płci”. Różnią się one od pocałunków, gestów i pieszczot podejmowanych z zamiarem rozpoczęcia współżycia seksualnego, mających na celu szybkie rozbudzenie sfery zmysłowej. Takie gesty i znaki uspokajają i mogą uczynić ten czas jak najmniej frustrującym dla małżeństwa. Tylko odkrycie innych niż współżycie seksualne znaków wyrażania sobie miłości jest kluczem do sukcesu – do pogłębienia psychicznego i duchowego miłości, nadania miłości cielesnej nowego znaczenia2.

Czas oczekiwania na współżycie seksualne jest w myśl tej koncepcji szczególnym czasem adoracji, zalotów, czułości, okazywania sobie szacunku i uznania. Wrażliwość na swoje potrzeby, zdolność obdarzania się czułością, szacunkiem i uznaniem jest barometrem twórczej relacji między mężem a żoną. Kochający się małżonkowie uświadamiają sobie wtedy, że łączy ich głęboka więź, wspólnota miłości, że odczuwają siebie w najbardziej ukrytych drganiach duszy. Czują się duchowo i psychicznie zespoleni ze sobą, ogarnięci poczuciem bliskości.

Naturalne pragnienie współżycia seksualnego w okresie płodnym, choć w pełni niezaspokojone, musi być koniecznie zrekompensowane przez okazywanie sobie czułości. „Takiej czułości ogromnie wiele potrzeba w małżeństwie, w całym tym wspólnym życiu, gdzie przecież nie tylko «ciało» potrzebuje «ciała», ale przede wszystkim człowiek potrzebuje człowieka”3. Czas wstrzemięźliwości jest nie tylko czasem umiarkowanego dystansu cielesnego, ale także, a nawet przede wszystkim, czasem rozmowy, budowania małżeńskiej przyjaźni. To nie przez samo panowanie nad swoją seksualnością wzrasta miłość małżeńska. Miłość wzrasta tylko wtedy, gdy zachowanie wstrzemięźliwości jest motywowane miłością i przeżyte w atmosferze czułości. Zmiana na lepsze w relacjach między małżonkami nie dokonuje się przez samo respektowanie okresu płodnego u kobiety, ale przez twórcze wykorzystanie tego czasu dla pogłębienia więzi międzyosobowej.

Nie można zapominać, że liczna grupa małżonków nie jest wychowana do okazywania sobie czułości. „Czułość bowiem domaga się pewnej czujności zwróconej ku temu, aby różnorodne jej przejawy nie nabrały innego znaczenia, nie stały się tylko formami zaspokojenia zmysłowości i wyżycia seksualnego. Dlatego czułość nie obejdzie się bez wyrobionego opanowania wewnętrznego, które w tym ujęciu staje się wykładnikiem wewnętrznej subtelności i delikatności względem osoby drugiej płci”4. Wielu małżonków nie ma w sobie na tyle wrażliwości, aby w okresach wstrzemięźliwości seksualnej umieli wykreować nowy styl bycia razem. Nieumiejętność ta często wypływa z braku wewnętrznej wolności względem doznań seksualnych5. Do takiej wolności trzeba się wychować, dorosnąć, czasami rozwiązać zadawnione problemy rodzinne. Na pewno niedocenioną wartością, na drodze uczenia się takiej postawy jest zachowanie czystości przedmałżeńskiej. We współczesnej kulturze nie jest ona jednak ceniona. Gdy przez całe lata żyje się bez ograniczeń, to potem staje się bezradnym wobec wyzwań okresu wstrzemięźliwości.

 

Radykalny dystans – smutne oblicze wstrzemięźliwości

Zdarza się czasami, że małżonkowie nie chcą w ogóle współżycia seksualnego albo przesadnie je ograniczają, nie tylko z powodu lęku przed poczęciem dziecka, ale w wyniku spirali problemów we wzajemnej komunikacji, nawarstwionych i zadawnionych urazów. Życie we dwoje staje się wtedy puste i smutne, naznaczone cierpieniem, zamiast radością. Zachowania paraliżujące miłość, choć wypływają z urazów lub lęków, znajdują pozorne wsparcie w zasadach moralnych, które małżonkowie katoliccy chcą zachowywać. Może nawet być tak, że głównym powodem podawanym współmałżonkowi, uzasadniającym oziębłość, radykalne oddalenie od siebie, a nawet wyraźne odrzucenie, stają się wymagania nauki Kościoła. W takich przypadkach manipulacja moralnością katolicką, traktowanie jej jako parawan skrywający rzeczywiste motywacje, jest szczególnie szkodliwa. Małżonkowie przekonują siebie wzajemnie, że lepiej, ze względu na Boga zrezygnować, radykalnie i jednoznacznie, z intymności, z wszelkiego rodzaju gestów, pieszczot, nawet i z czułości. Czułość przecież też bardzo łatwo może przerodzić się w zmysłowe pragnienie, trudne do opanowania. Wtedy jako jedynie moralny, zgodny z wolą Bożą, sposób życia widzi się unikanie siebie wzajemnie, spanie osobno, zasłanianie przed sobą swojej nagości, zrezygnowanie z pocałunków.

Wytworzony dystans oznacza oziębłość, oddalenie emocjonalne, życie w odosobnieniu. Siła do wytrwania we wstrzemięźliwości płynie nie z miłości, nie ze zgody na czekanie na upragnione współżycie seksualne, ale z niechęci do drugiej osoby, lęku przed pobudzeniem, współżyciem i poczęciem dziecka. Czym większy lęk tym większy dystans. Im większe ryzyko pobudzającej bliskości tym większa surowość moralna. Sens i wartość okresu wstrzemięźliwości zostaje wypaczona i sprowadzona przede wszystkim do wysiłku unikania siebie. Bycie z sobą oznacza uciekanie przed intensywnością wysyłanych i odbieranych bodźców seksualnych. Konsekwencją takiego podejścia są potem trudności uzyskania satysfakcji w czasie współżycia seksualnego, w okresie niepłodnym. Nie można bowiem nagle przejść z zagrożenia w ufność, ze sztywności w spontaniczność, z zamknięcia w otwartość.

 

Naturalna dynamika seksualności

Kobiety właśnie w okresie wstrzemięźliwości są gotowe do zrodzenia potomstwa, i równocześnie z mocy samej natury są pobudzone, spragnione współżycia seksualnego. Zachęcając mężczyzn do rozpoczęcia godów, nawet nieświadomie, wysyłają im subtelne sygnały, wyczuwalne przez nich miłosne fluidy. Jeżeli małżonkowie nie decydują się na poczęcie dziecka, a tym samym na współżycie seksualne, to nie mogą, bez gwałtu na swoje naturze pozostać nieczuli wobec siebie. Zaloty, okazywanie sobie czułości i uznania stają się w tym wypadku konieczną odpowiedzią na pragnienie natury (choć subiektywnie nie wystarczającą, ale jednak bardzo płodną psychicznie i duchowo).

Małżonkowie, którzy razem z sobą przebywają nawet jeżeli nie chcą doprowadzić się do pobudzenia niemożliwego do opanowania, to jednak mimowolnie ulegają wzrastającemu rozbudzeniu. Specyfiką seksualności jest to, że wszelkim myślom i pragnieniom seksualnym towarzyszy pewien napór zmysłów, który z początku delikatnie a później usilnie skłania do osiągnięcia satysfakcji seksualnej. Dynamika seksualności rządzi się swoimi prawami, które są wpisane w naturę ludzką. Rozbudzane zmysły nie uspokajają się automatycznie gdy pobudzające bodźce przestaną działać albo gdy człowiek postanowi zatrzymać proces rozbudzania. „Reakcja zmysłowości zwykle w swojej (tj. zmysłowej) sferze psychiki niejako przebrzmiewa do końca, nawet chociaż w sferze woli spotyka się z wyraźną opozycją. Nikt zaś nie może żądać od siebie ani tego, by reakcje zmysłowości w nim się nie pojawiały, ani też tego, by ustępowały one natychmiast, skoro tylko wola nie pozwoli czy nawet wyraźnie opowie się „przeciw”. (…) Czymś innym jest „nie chcieć”, a czym innym „nie czuć”, „nie doznawać”6. Dlatego w wielu przypadkach małżonkowie, odkładając na później zbliżenie seksualne, będą czuli wzbierający w nich napór zmysłowości. Będą coraz bardziej tęsknili za sobą i coraz wyraźniej pragnęli współżycia seksualnego. Bez względu na to czy będą chcieli rozładowania napięcia seksualnego czy też nie, gdy do współżycia zawczasu nie dojdzie, ich organizm może go bardzo potrzebować.

Zazwyczaj ludziom jest bardzo trudno dostrzec różnicę między naturalnym procesem rozbudzenia przebiegającym niezależnie od woli człowieka a wolnym wyborem rozbudzania się w celu podjęcia współżycia seksualnego. Wraz ze wzrostem naporu seksualności człowiek nie potrafi rozróżnić czy słucha bardziej zewu zmysłowości czy nadal jest posłuszny decyzji woli, która sprzeciwia się grzechowi. Coraz bardziej traci pewność. W którymś momencie nie wie czy w swojej bezsilności ulega przemożnej woli zmysłów, czy coraz bardziej dobrowolnie dąży do przeżycia przyjemności. Z tego powodu dla wielu osób jest bardzo trudne rozeznanie granicy pomiędzy naturalnymi poruszeniami ciała, a dobrowolnym aktem woli. Dlatego często się zdarza, że silny napór zmysłowości, z którym człowiek nie umie sobie poradzić, pochopnie utożsamia z przyzwalającym aktem woli, a tym samym uznaje swoją winę moralną i siebie oskarża. Problem ten dostrzega Magisterium Kościoła, które głosi, że „ze względu na rodzaj i przyczyny grzechów natury seksualnej, łatwiej się zdarza, iż nie występuje w nich w pełni wolne przyzwolenie. W skutek tego wymaga się tu roztropności i ostrożności w wydawaniu jakiegokolwiek sądu o odpowiedzialności człowieka”7. Rozładowanie napięcia seksualnego nie obciążone żadną winą moralną dokonuje się zazwyczaj podczas polucji nocnej, w czasie snu. Może także następować na jawie, w stanie półsnu. Gdy małżonkowie śpią razem takie wyładowania będą wzmocnione wzajemną bliskością cielesną, której przecież nie mogą uniknąć.

 

Największa wartość – pełne współżycie seksualne

Nie tylko katoliccy małżonkowie mają poczucie, że dobrze przeżyty akt małżeński rodzi pokój w sercu i ożywia miłość. Daje znacznie głębsze poczucie jedności, wzajemnej wdzięczności i pełni zaspokojenia uczuciowego i seksualnego niż pieszczoty doprowadzające do orgazmu poza stosunkiem seksualnym. Wrażliwi małżonkowie, gdy porównują te dwa doświadczenia czują istotną różnicę. Pojawia się podczas tych czynności jakieś zafałszowanie relacji miłosnej między mężem a żoną.

W wyniku zbyt częstego doprowadzania się do orgazmu poza stosunkiem seksualnym pojawia się u małżonków, w jakiejś perspektywie czasu, coraz większa niemożność panowania nad własnymi popędami, zanika zdolność do samokontroli8. Mężczyźni widzą, że stają się coraz słabsi, niezdolni do panowania nad sobą. Gdy mężczyzna nie umie sobie poradzić z napięciem seksualnym może szukać bliskości żony w sposób zbyt natarczywy, bez kultury i delikatności, bez troski o zaspokojnie jej potrzeb. W jej odbiorze będzie dążył nie do spotkania z nią, ale tylko do wyładowania seksualnego przy jej pomocy. Wtedy kobieta może bardzo boleśnie odczuć fałszywą nutę używania jej przez męża. Czuje się samotna, niekochana i nieszczęśliwa. Świadomość nieopanowania męża może wzmagać w niej lęk przed mimowolnym zapłodnieniem. Lęk ten pozbawia ją chęci nie tylko pieszczot, ale jakiejkolwiek bliskości cielesnej ze strony męża. Czułość, bliskość, intymność zamiast radości będą dla niej zznaczać zawsze tylko jedno – męski pretekst, aby jak najszybciej rozpocząć współżycie seksualne. W tej sytuacji musi wyrzec się bezpiecznej bliskości, której bardzo pragnie. Ma poczucie wykorzystania i uprzedmiotowienia i to pod pretekstem miłości małżeńskiej. Idąc w tym kierunku można nie zauważyć regresji seksualności cofania się relacji miłosnej, jej zaniku na korzyść płytkiego zaspokojenia seksualnego. Kontakt między małżonkami biologizuje się, traci głębię (nie tylko w przenośni) i zatrzymuje się na powierzchni ich ciał. Małżonkowie, pomimo że fizycznie zostali zaspokojeni pozostają wobec siebie samotni, może nawet obojętni wobec siebie, skoncentrowani na sobie, i tym samym oddaleni od siebie9. Takie zachowania nie przyczyniają się do pogłębienia i uduchowienia miłości małżeńskiej, umacniają egoizm małżonków, a zarazem osłabiają więź między nimi. Nie są satysfakcjonujące10. Kobiety na ogół szybciej wyczuwają ten problem.

Dotykany problem moralny ze swojej natury jest bardzo delikatny i subtelny. Jest on dobrze widoczny dopiero w świetle bardzo czystej, wysublimowanej relacji miłosnej. Miłość, która jest oczyszczona z egocentryzmu i interesowności określa się miłością „agape”, miłościa oblubieńczą, miłością kazania na górze. Jest ona ideałem świętości małżeństwa a nie początkiem jego drogi życiowej. Nie można ukrywać, że w tym względzie wrażliwość Kościoła przewyższa wrażliwość przeciętnego małżeństwa. Wrażliwość Kościoła, która głosi, że małżonkowie powinni intensywnie się rozbudzać tylko wtedy, gdy planują zakończyć takie pieszczoty pełnym aktem małżeńskim można porównać do delikatnego kompasu, który pokazuje właściwy kurs, w kierunku cel, który znajduje się za horyzontem. Warto go obrać, mając świadomość, że ludzka namiętność (eros) będzie bardzo utrudniać drogę w wyznaczonym kierunku. Warto się starać tak żyć, ale też i pamiętać, że tylko nielicznym małżeństwom udaje się szybko uporządkować sferę seksualną i tym samym szybko osiągnąć odległy cel. Wrażliwość Kościoła nie bez powodu zwraca uwagę, że podejmowanie intensywnych, rozbudzających pieszczot bez zamiaru pełnego współżycia seksualnego często wprowadza pewien nieład moralny w życie małżonków. Dlatego małżonkowie powinni intensywnie się rozbudzać tylko wtedy, gdy planują zakończyć takie pieszczoty pełnym aktem małżeńskim. Warto się starać tak żyć, ale też i pamiętać, że tylko nielicznym małżeństwom udaje się szybko uporządkować sferę seksualną. Większość ludzi potrzebuje czasu, pracy nad sobą i Bożej łaski, aby osiągnąć dojrzałość w tej ważnej dziedzinie życia. Nie wszystkie zachowania seksualne są związane ze świadomymi i dobrowolnymi wyborami. Wielu ludzi przeżywa swoisty przymus wyładowania napięcia seksualnego, od którego nie umieją się uwolnić. Nie są w stanie wytrwać w decyzji zaprzestania czynów, które sami uznają za złe.

Wspominając o możliwości nadużyć nie można zapominać, że poszukiwanie bliskości cielesnej nie zawsze wypływa z chęci użycia drugiej osoby dla własnej satysfakcji seksualnej. Delikatni, czuli względem siebie małżonkowie pieszcząc się w okresie płodnym przeżywają miłość, bliskość, wdzięczność, podarowanie sobie intymnych chwil. Mają przy tym uczucie bliskości duchowej. Co jakiś czas może się tak zdarzyć, że w wyniku swojej słabości nadmiernie się rozbudzą, doprowadzając się do orgazmu. W takich przejawach bliskości fizycznej nie można dopatrywać się zaraz grzechu. Obraźliwe jest nazywanie takich sytuacji „wspólnym onanizowaniem się” lub jeszcze bardziej dobitnie „masturbacją we dwoje”. Poprzez takie słowa degraduje się bardzo bogactwo psychicznej i duchowej więzi małżeńskiej. Relację między małżonkami opisana jest jednowymiarowym językiem, który pozbawia ją siły przywiązania, szczerości uczucia, wzajemnej troski, a słabość małżonków w trudnej sztuce wychowania swojej seksualności interpretuje się jedynie jako wyrachowane świadczenie sobie usług seksualnych.

Szybki wzrost napięcia seksualnego i rozbudzenie zakończone orgazmem może pojawić się spontanicznie w czasie zalotów, okazywania sobie znaków czułości. Nawet gdy wola trwania w dobru jest stała, małżonkowie zbliżając się do siebie nie są w stanie przewidzieć jak bardzo się pobudzą, czy będą umieli przerwać niewinnie zapowiadające się czułości i pieszczoty. Czasami szybkość wzbierania fali rozbudzanych zmysłów zaskoczy ich i nagle ogarnie. Niektóre osoby są z natury tak wrażliwe na punkcie seksualnym, że wystarczy im nawet mała pieszczota, aby nie były w stanie opanować narastającego podniecenia. U osób szczególnie uwrażliwionych pod względem seksualnym podniecenie prowadzące szybko do orgazmu może się pojawić nawet przy podejmowaniu czynności wydawałoby się niewinnych (obserwacja kąpiącego się współmałżonka, jego spojrzenie, gest, dotyk jego ciała). Takie całkiem naturalne reakcje się zdarzają i jeżeli pojawiły się bez jakiegoś zaplanowanego dążenia do ich wywołania nie można zaraz doszukiwać się w nich grzechu i obciążać winą moralną. Trzeba traktować wyrozumiale chwile zapomnienia, nieopanowania namiętności wynikłej z braku czujności przy okazywaniu sobie czułości. Takie sytuacje pomagają małżonkom lepiej poznać swoje reakcje. Z ich znajomości powinni wyciągnąć wnioski na przyszłość11.

 

Wyzwania moralne wobec małżonków – szukanie złotego środka

Mając na uwadze wyżej sygnalizowane zagrożenia trzeba nauczyć się w okresie wstrzemięźliwości seksualnej elastycznego poruszania się, oscylowania między bliskością a oddaleniem, intymnością a samotnością. Na tej drodze małżonkowie powinni unikać dwóch skrajności. Pierwszej – radykalnej rezygnacji z całkowitego obdarowywania się ciepłem, bliskością, intymnością i drugiej – regularnego poszukiwania bliskości i intymności poprzez zbyt intensywne, mocno rozbudzające pieszczoty.

Praktyka życia pokazuje, że znalezienie złotego środka nie jest umiejętnością łatwą do opanowania. Sztuka ta może być dla niektórych małżeństw podobna do chodzenia po linie. Utrzymanie równowagi okazuje się bardzo trudne, a czasami wydaje się niemożliwe. Szczególnie wtedy, gdy pragnienie współżycia okazuje się bardzo silne. Gdy jednak po okresie prób, błędów i grzechów uda się dobrze opanować sztukę równowagi, wzrośnie więź małżeńska, zwiększy się wzajemne zaufanie. Zanim to jednak nastąpi małżonkowie muszą dojrzeć w swojej miłości i dlatego nie powinni dramatyzować trudności seksualnych, pojawiających się właśnie w okresie wstrzemięźliwości. Nie mogą zrażać się porażkami, lecz ciągle, nieustępliwie uczyć się sztuki panowania nad siłą swoich zmysłów.

Jeżeli małżonkowie chcą budować zdrową, pełną miłości i ciepła relację, to muszą liczyć się z tym, że pojawią się takie sytuacje, w których ulegną sile zmysłów, i co jakiś czas, w swojej ludzkiej słabości, posunął się w pieszczotach zbyt daleko, doprowadzając się (lub drugą stronę) do orgazmu poza stosunkiem seksualnym. Są okresy wstrzemięźliwości, w których łatwiej jest pielęgnować miłość tylko poprzez znaki czułości i uznania, np. wtedy, gdy małżonkowie są codziennie razem, obserwują swoje nastroje, mają ze sobą ciągły kontakt. Znacznie gorzej, gdy małżonkowie nie widzą się przez kilka dni, może tygodni. Narasta wtedy tęsknota za sobą, napięcie seksualne jest przeżywane w samotności, bez fizycznej bliskości kochanej osoby. Gdy po tej przerwie małżonkowie spotykają się ze sobą pragnienie bycia razem może okazać się bardzo silne. Dlatego w pewnych okresach sztuka utrzymania wspomnianej równowagi będzie bardzo trudna, dla niektórych wprost niemożliwa, do zachowania.

 

Piriankov, Poranek księżyca

Piriankov, Poranek księżyca

 

Małżonkowie, którzy żyją w jednym mieszkaniu, dzielą wspólne łoże zawsze będą balansować między bliskością a oddaleniem. Trudności związane z opanowaniem popędu seksualnego pojawiają się przecież często w łożu małżeńskim i znikają najczęściej dopiero wtedy, gdy już doświadczeni w sztuce miłosnej małżonkowie nabędą zdolności powstrzymywania się od naporu impulsów seksualnych. Jedni małżonkowie przezwyciężą te trudności wraz z osiągnięciem dojrzałości psychoseksualnej, inni dopiero wtedy, gdy z czasem wyciszą się w sferze seksualnej. Nie bez znaczenia jest poznanie głębokiego doświadczenia jedności w akcie małżeńskim i w imię pogłębiania tego doświadczenia dążenie do oczyszczenia w pełni, nawet z najmniejszej niedoskonałości, swojego pożycia seksualnego. Takie dążenia pojawiają się jednak dopiero na pewnym etapie rozwoju.

Zanim małżonkowie osiągną ideał stoją przed zadaniem poznania siebie wzajemnie, swoich zachowań w różnych intymnych sytuacjach. Niekiedy trzeba lat, aby dobrze poznać wzajemne reakcje i wypracować umacniające miłość sposoby komunikacji. Ważne jest, aby małżonkowie ustalili wspólnie granicę, której nie chcą przekraczać, podjęli szczerą decyzję trzymania się swoich postanowień, motywowali się do unikania, w miarę możliwości, sytuacji nadmiernie ich rozbudzających. Wymaga to wytężonej pracy nad samoopanowaniem. W miarę zdobywania doświadczenia pojawia się zdolność do wyrażania sobie miłości z ostrożnym zaangażowaniem swojej seksualności12.

W sferze seksualnej nic nie jest ustalone raz na zawsze. Na bazie zdobytego doświadczenia warto powiększać przestrzeń możliwości w oparciu o te zachowania, które budują wieź, tworzą wartość. Z drugiej strony podejmując pieszczoty trzeba nieustannie zachowywać czujność, ponieważ pod wpływem pragnienia przyjemności bardzo łatwo przesuwać ustalone wcześniej granice intymności. Gdy się je za bardzo rozszerzy trzeba spokojnie rozmawiać i wrócić do wcześniejszych postanowień. W ich zachowaniu pomóc może wspólna modlitwa, która porządkuje sferę seksualną i stanowi nieocenioną pomoc w osiągnięciu wewnętrznej dyscypliny w okresie wstrzemięźliwości. Jednocześnie podsyca głębokie poczucie duchowej jedności i bliskości.

Potrzeba pieszczot i reakcja na nie, sposób odbierania bodźców seksualnych, jest sprawą bardzo zindywidualizowaną. Nie da się powiedzieć konkretnie, jakich pieszczot mają małżonkowie unikać, a jakie mogą podjąć. Nie można stworzyć „katalogu pieszczot dozwolonych” . Można natomiast badać swoje sumienie i rozmawiać ze sobą o swoich odczuciach. Istotne jest, aby to sami małżonkowie we wzajemnym dialogu odkryli własną linię napięcia między takimi formami bliskości, które będą wspierały ich miłość, ale ich nie będą za bardzo rozbudzały i takim sposobem oddalenia, który pomoże im wytrwać bez rozbudzenia, ale nie zabije czułości i poczucia emocjonalnej i cielesnej bliskości. Miłość małżeńska może się spokojnie rozwijać, gdy małżonkowie będą wiedzieli, że wszystkie myśli o wspólnym życiu małżeńskim, pragnienia przeżyć seksualnych, wyobrażenia małżeńskiego życia seksualnego pojawiające się w czasie zalotów i czułości nie są grzechem, ale oznaką żywych uczuć jakimi się darzą. Nie są także grzechem wzajemne czułości i pieszczoty, dające przyjemność, gdy zrodziły się one w wyniku potrzeby okazania sobie miłości. Gdyby przypadkowo nastąpił orgazm, czego nigdy nie można z całą pewnością wykluczyć, małżonkowie nie popełniają grzechu.

W tym wymiarze życia bardziej niż precyzyjne prawa i reguły potrzebna jest małżonkom wzajemna uczciwość. Bez niej nie będzie postępu na drodze czystości małżeńskiej. Nadmierne pieszczoty są zawsze pokusą małżonków, której czasami szybko ulegają. Pokusa jako stan walki duchowej i wahania się między dobrem a złem pomaga jeszcze lepiej zrozumieć niuanse okresu wstrzemięźliwości. Pokusa nie jest jeszcze grzechem. Małżonkowie nie popełniają jeszcze grzechu, gdy mocują się z pokusą przekroczenia wyznaczonych granic. Czas pokus, to czas, w którym próbuje się pójść za daleko, cofa się i znów próbuje się znaleźć argumenty, aby móc zwiększyć przyjemność. Z jednej strony pragnie się kochanej osoby i wyznaje się jej miłość, z drugiej ma się wewnętrzne poczucie, że pod pozorem miłości wykorzystuje się ciało drugiej osoby dla swoich celów. Takie sytuacje są nieuniknione w małżeństwie. Tylko ciągłe i systematyczne przekraczanie granic, mające znamiona wybory opcji życiowej – regularnego doprowadzania się do orgazmu poza stosunkiem seksualnym klasyfikuje się jako grzech. Pojawiające się co jakiś czas problemy z opanowaniem zmysłów są powszechnymi problemami małżonków. Tego typu trudności przeżywają nawet najbardziej religijne i uformowane duchowo małżeństwa.

Takie ujęcie daje małżonkom stosującym NPR poczucie bezpieczeństwa i sprawia, że miłość małżeńska, w najtrudniejszym dla wstrzemięźliwości okresie płodnym, może się twórczo rozwijać bez stałego poczucia bezpośredniego zagrożenia grzechem. Podejście takie oznacza, że powszechne trudności małżonków katolickich, nie są takiej rangi, aby wymagały każdorazowego wyznania ich w konfesjonale. Jeżeli małżonkowie próbują wyznaczane przez siebie granice utrzymać, ale im to nie zawsze wychodzi, to lepiej, aby regularnie przyjmowali Komunię świętą w intencji otrzymania daru jeszcze czystszej miłości niż w poczuciu narastającej winy i kolejnej przegranej myśleli ciągle o konieczności spowiadania się z grzechów seksualnych.

W omawianej sferze życie małżeńskie jest bardzo bogate. Wymaga miłości, dialogu, delikatności, poznawania siebie wzajemnie. Dla jednych czułe przylgnięcie do siebie czy namiętny pocałunek spowoduje rozbudzenie seksualne, które po chwili trudno będzie opanować. Inni, powoli osiągający stan rozbudzenia, będą mogli sobie pozwolić na dużo śmielsze gesty. Dla jednej osoby podejmowanie pieszczot będzie miało duże znaczenie dla ich szczęścia, dla drugiej ich brak nie będzie szczególnie dokuczliwy. Czasami przełamanie zahamowań przed współżyciem seksualnym wymaga stopniowego oswajania się z ciałem drugiej osoby. Tym zabiegom dla dobra współmałżonka mogą towarzyszyć trudności jednej strony z poradzeniem sobie z własnym rozbudzeniem. Żeby jednak poradzić sobie z takim problemem nie ma innej drogi jak ryzykować własne problemy. Dlatego ustalenia tego typu w wielu przypadkach należą do samych małżonków i nie mogą być odgórnie znormalizowane. Są one kwestią wewnętrznej ich uczciwości wobec samych siebie, wcześniej podjętej decyzji nie przekraczania ustalonych granic, ich świadomego aktu woli, aby sfera seksualna była przed Bogiem uporządkowana, czysta i święta.

 

Ksawery Knotz OFM Cap.


1 Por. A. Marcol, Etyka życia seksualnego, Opole 1998, s.111.
2 Por. J. Rötzer, Naturalna regulacja poczęć, Poznań 1996, s.10.
3 K. Wojtyła, Miłośc i odpowiedzialność, s. 184
4 K. W. Miłość i odpowiedzialność, s.181
5 Por. K. Meissner, Płciowość człowieka a antykoncepcja, W: Boża tajemnica płci, miłości, macierzyństwa, Praca Zbiorowa, Warszawa 1980, s.9-10, 12-13.
6 K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, s.146.
7 PH nr 10.

8 Por. J. S. Kippley, Sztuka naturalnego planowania rodziny, s.43.

Naturalna budowa narządów rodnych wskazuje na ich przeznaczenie, którym jest wzajemne obdarowanie się małżonków miłością i przekazanie życia w akcie seksualnym (KKK nr 2352). „Masturbacja jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym. Zasadnicza postawa tej prawdy leży w tym, że bez względu na motyw działania, świadomy i dobrowolny użytek władzy seksualnej poza prawidłowym pożyciem małżeńskim w sposób istotny sprzeciwia się jej celowi. Brakuje tu bowiem relacji seksualnej, jakiej domaga się porządek moralny; takiej mianowicie, która urzeczywistnia «w kontekście prawdziwej miłości pełny sens wzajemnego oddawania się sobie i przekazywania życia ludzkiego»”(PH nr 9).

9 Por. J-P Mensior, Chemins d’humanisation. Essai d’anthropologie chrétienne, Bruxelles
1998, s.40.
10 Por. M. Séguin, La contraception et l’Eglise, s.279-280.
11 Por. Ch. Rendu, Le dialogue d’amour dans le couple; place de la maîtrise sexuelle, Québec, Montréal, s.22-23.
12 Por. K. Jankowiak, O okazywaniu miłości w małżeństwie, s.1.
13  Por. tamże, s.1


Podobne artykuły: