Kategorie artykułów

Sakrament małżeństwa (37)
Celebracja aktu małżeńskiego (45)
Miłość ludzka w planie Boga (69)
Czystość przedmałżeńska (15)
Płodność i planowanie dzieci (36)
Początek życia ludzkiego (10)
Wychowanie seksualne dzieci (10)
Orgazm (18)
Inicjacja, gra wstępna (33)
Ciąża i diagnostyka prenatalna (12)
Leczenie niepłodności (11)
Wstrzemięźliwość seksualna (42)
Poronienie (4)
Menopauza (5)
Choroby, trudne sytuacje (67)
Masturbacja (15)
Pornografia (13)
Seksoholizm (9)
Środki antykoncepcyjne (29)
In vitro (11)
Syndrom poaborcyjny (7)
Modlitwy małżeńskie (6)
Pożądliwość serca (54)
Podejście do grzechów seksualnych (57)
Historia i nowoczesność (35)
Stereotypy (51)
Zdrada (11)
Historie z życia (43)
O nas Kontakt

WESPRZYJ NAS

Małżeństwo na trzy sposoby

Małżeństwo na trzy sposoby

Jak dobrze wiadomo, chrześcijanie – i dawniej, i obecnie – różnią się w podejściu do małżeństwa. Różnie ujmują jego teologiczne znaczenie, a więc tym bardziej w praktyce różnie rozumieją duchowość małżeńską. W szczególny sposób dotyczy to podejścia do erotycznego wymiaru więzi małżeńskiej i jego związku z duchowością.

Na czym polegają te różnice? Jak określić różne style duchowości małżeńskiej? Jakie znaczenie mogą chrześcijańscy małżonkowie – świadomie lub nawet nie do końca świadomie – przypisywać swemu małżeństwu w drodze do świętości? Szukając odpowiedzi na te pytania, posłużę się metodą analogiczną do wyróżnienia przedstawionych przed chwilą różnych typów duchowości codzienności. Pytanie o chrześcijańskie przeżywanie małżeństwa jest bowiem w gruncie rzeczy częścią pytania o to, jak przeżywać sprawy doczesne, jak przeżywać codzienność.

Po pierwsze, istnieje zatem  ś w i ę t o ś ć   p o m i m o   m a ł ż e ń s t w a

Przykładami mogą tu być liczni błogosławieni i święci, którzy traktowali swe małżeństwo jako ciężar, a prawdziwą duchową radość odnajdywali, gdy – czy to jeszcze za życia współmałżonka, czy też po jego śmierci – oddawać się mogli praktykom pokutnym i modlitwie. Dobitnie wyraziła taki model świętości św. Katarzyna ze Sieny, która – odpowiadając na prośbę pewnego adwokata z Florencji o kierowanie jego życiem wewnętrznym – obwarowała swą zgodę dwoma warunkami: jej rozmówca musiałby najpierw porzucić swe małżeństwo i pracę zawodową. Wśród świętych, którzy żyli w małżeństwie, wiele jest osób, które dopiero po śmierci współmałżonka odnajdywały duchowe szczęście – rzecz jasna, w klasztorze. Są też pary małżeńskie, które po wychowaniu dzieci rozstawały się, za obopólną zgodą udając się do klasztorów. Zawierali sakrament małżeństwa, ale w ich życiu religijnym odgrywał on minimalną rolę.

Po drugie, można mówić o   ś w i ę t o ś c i   w    ż y c i u   m a ł ż e ń s k i m

Tutaj wskazać można by zwłaszcza te kanonizowane osoby, które świadomie akceptowały małżeństwo i za wszelką cenę starały się w nim żyć „po Bożemu” – także cierpliwie znosząc nieznośnych współmałżonków. Uświęcały się one poprzez rozmaite praktyki duchowe. Opór współmałżonków sprawiał jednak, że drogą do świętości było tu nie małżeństwo jako takie, lecz sposób przeżywania go przez jedną ze stron. Łaska sakramentu małżeństwa dawała moc do heroicznej nawet wierności współmałżonkowi. Wśród świętych, dla których małżeństwo było drogą przez mękę, wbrew pozorom, są – jak wspominałem – nie tylko kobiety-mężatki, ale także żonaci mężczyźni.

Trzeci sposób przeżywania małżeństwa na drodze wiary – ś w i ę t o ś ć   p o p r z e z   m a ł ż e ń s t w o

Wypływa ze wspólnego świadomego przeżywania łaski tego sakramentu, którego szafarzami są przecież sami małżonkowie. Całe życie małżeńskie staje się przeniknięte wymiarem świętości, a nie tylko jego wybrane fragmenty. Wszystko, co czyni człowiek wierzący, powinno być przecież święte; tym bardziej, gdy czynią to we dwoje – związani sakramentalnym węzłem małżeńskim. Przysięga małżeńska oznacza zaś wyznanie wiary w łaskę Chrystusa, która pozwoli wytrwać w zobowiązaniu wierności na dobre i na złe.

Czym byłaby duchowość małżeństwa w każdym z tych trzech ujęć? W jaki sposób można – według powyższej klasyfikacji – ująć relacje między duchowością a cielesnością w małżeństwie jako rzeczywistości cielesno-duchowej? Tymi kwestiami chciałbym się zająć bardziej szczegółowo.

Jeśli dąży się do świętości  p o m i m o  małżeństwa, to znaczy, że zakłada się (przynajmniej milcząco), iż między duchowością a cielesnością istnieje nieusuwalne napięcie, a może wręcz sprzeczność.

Cielesność przeszkadza w osiągnięciu doskonałości, ku której mogą prowadzić wyłącznie akty duchowe niezwiązane bezpośrednio z małżeństwem – asceza, modlitwa, indywidualne praktyki pobożne i pokutne. Podkreślić należy  i n d y w i d u a l n y  charakter takiej pobożności. Jest on rezultatem założenia, że małżonkowie będą ze swego życia rozliczani indywidualnie, osobiście. Do świętości nie prowadzi zatem samo małżeństwo, lecz pobożność realizowana na jego uboczu. Małżeństwo w sumie jest tu bowiem rozumiane jako owoc ustępstwa Pana Boga wobec ludzkiej słabości – skoro już człowiek odczuwa pożądliwość, to lepiej ją zaspokajać w jakiś unormowany i bezpieczny sposób, czyli w małżeństwie. Głównym obowiązkiem małżonków jest poczęcie, zrodzenie i wychowanie dzieci. Spełniwszy ten obowiązek (zaciągany przede wszystkim wobec większej społeczności, a nie wobec samych siebie!), mogą zająć się sprawami wyższej wagi, np. oddać się modlitwie i umartwieniom, także w klasztorze.

Model drugi – uświęcania się  w  małżeństwie – charakteryzuje się ambiwalentnym stosunkiem do życia małżeńskiego.

Właściwie to lepiej, by go nie było na drodze do świętości, bo chrześcijanin w małżeństwie musi przecież zajmować się wieloma sprawami mało wzniosłymi lub wręcz podejrzanymi. Ale skoro już małżeństwo istnieje, skoro wielu pobożnych ludzi żyje w małżeństwie, to trzeba szukać dróg uświęcenia się w tym stanie. Trzeba zatem dostrzec, że ten sakrament jest jednym z ważnych wymiarów życia chrześcijanina. Trzeba uczyć, jak dobrze i świątobliwie żyć w małżeństwie. Świętość staje się tu celem życia małżonków, ale wciąż rozumiana jest indywidualnie – stąd mamy na przykład podczas rekolekcji nauki stanowe oddzielnie dla kobiet i oddzielnie dla mężczyzn. Chrześcijańscy małżonkowie żyją, co prawda, w sakramentalnej wspólnocie, lecz przed Bogiem będą rozliczani indywidualnie. Zakłada się tu zatem, że nie małżeństwo jako takie, lecz sposób przeżywania go przez każdą ze stron może prowadzić ku świętości. Modlitwa małżonków jest ważna, ale – podkreślają autorzy duchowych poradników pisanych w tym stylu – najważniejsza jest rodzinna modlitwa z dziećmi. De facto rodzina jest tu ważniejsza od małżeństwa.

W trzecim ujęciu uświęcamy się  p o p r z e z  małżeństwo.

Tym samym duchowość małżeńska to nie tylko „praktyki pobożne”, lecz wszystko, co pozwala wyrażać, umacniać i pogłębiać wzajemną więź małżonków – będzie to zatem i sposób dzielenia się codziennymi obowiązkami domowymi, i sposób przeżywania erotycznego wymiaru miłości; i wspólne „marnowanie czasu” przy domowej herbatce, i wspólna modlitwa. Budowanie więzi małżeńskiej zaczyna się jeszcze przed ślubem i trwa przez całe życie. Kluczową sprawą jest tu dialog małżeński. Małżeństwo to przecież dążenie do coraz głębszego zjednoczenia. W tym stylu myślenia powołanie małżeństwa chrześcijańskiego jest wezwaniem do specyficznego rodzaju więzi z Bogiem – jak żartują niektórzy autorzy, do stworzenia „trójkąta małżeńskiego”, który stanowić mają małżonkowie i Bóg, przed którym ślubowali sobie miłość i wierność. Nawet więcej ¬– oni nie tylko przed Bogiem ślubowali; ich miłość wyraża i symbolizuje Boga, który jest Miłością. Oni dwoje jako wspólnota małżeńska są sakramentem Miłości, która ich stworzyła i nieskończenie przerasta.

Celem jest tu wspólna świętość małżonków, a nie indywidualne uświęcenie. Wspólnota małżeńska jest postrzegana jako fundament rodziny. Istnieje wszak sakrament małżeństwa, a nie ma sakramentu rodziny. Kochający się rodzice to najpiękniejszy prezent, jaki mogą otrzymać dzieci. Specyfikę tego modelu duchowości małżeńskiej najwyraźniej widać w przypadku modlitwy. Powinna to być wspólna modlitwa małżeńska. Nie ma przecież innej sakramentalnej wspólnoty, w której dwoje chrześcijan mogłoby codziennie wspólnie stawać przed Bogiem w modlitwie. Para małżeńska to najmniejsza wspólnota Kościoła. Wspólna modlitwa małżonków staje się tym samym ważna nie tylko dla nich. Gdy wspólnie recytują psalmy, to włączają się w modlitwę liturgiczną Kościoła. Rzecz jasna, nie wyklucza to ani wspólnej modlitwy z dziećmi, ani modlitwy indywidualnej, ale najważniejsza staje się modlitwa małżeńska.

W tym ujęciu droga duchowości biegnie poprzez małżeństwo, a nie wbrew niemu czy tylko przygodnie obejmując małżeństwo. Jeśli tak się rozumie wspólnotę małżeńską, to małżonków trzeba zapraszać nie na nauki stanowe, lecz na rekolekcje małżeńskie. Najbardziej radykalnie ujmuje to ruch Spotkania Małżeńskie, który proponuje rekolekcje, w trakcie których małżonkowie prowadzeni są do tego, aby stanąć sam na sam ze sobą przed Bogiem – w owym „trójkącie małżeńskim”… Tam można doświadczyć, że w dialogu trzeba bardziej słuchać niż mówić, bardziej dzielić się sobą niż dyskutować, bardziej rozumieć niż oceniać, a nade wszystko przebaczać.

Istotą duchowości małżeńskiej staje się tu dialog małżeński. Niektóre ruchy duchowości małżeńskiej zalecają nawet swoistą instytucjonalizację dialogu małżeńskiego – Equipes Notre Dame i Kościół Domowy wprowadzają comiesięczny, specjalnie celebrowany „obowiązek zasiadania”, czyli wydzielania czasu przeznaczonego na dzielenie się swymi przeżyciami, emocjami, doświadczeniami, trudnościami, pytaniami. W ruchu Spotkań Małżeńskich taką funkcję spełniają rekolekcje wypełnione dialogiem. Niezależnie od  tego, czy warto wprowadzać stały obowiązek, czy też regulować tę sprawę bardziej spontanicznie, kluczowe znaczenie dialogu małżeńskiego jest niezaprzeczalne. Specyfika małżeństwa jako najgłębszej i najbardziej intensywnej ludzkiej wspólnoty przejawia się w dziedzinie duchowości szczególnie poprzez ciągłą gotowość do dzielenia się sobą.

MISTYKA I EROTYKA

Wedle schematu trzech stylów duchowości można spojrzeć także na bardzo istotny wymiar każdego małżeństwa, również chrześcijańskiego: na seksualną więź małżonków.

W pierwszym ujęciu erotyczny wymiar małżeństwa wyraźnie stawał się przeszkodą.

Seksualność człowieka to temat nie tylko wstydliwy, ale również świadczący o tym, jak daleko nam do aniołów. Pożądliwość cielesną widziano głównie jako energię prowadzącą najczęściej do grzechu. Aby jej nie ulec, należało ją odpowiednio „skanalizować” – w tym zapewne celu Pan Bóg wymyślił małżeństwo. Ideałem stawało się zatem porzucanie grzesznej cielesności, czyli rezygnacja w małżeństwie ze współżycia seksualnego, które traktowane było jako coś niegodnego ludzi oddanych Bogu. Jeszcze pokolenie moich rodziców było uczone, że następnego dnia po małżeńskim zjednoczeniu seksualnym nie należy przystępować do Komunii świętej… Seks, nawet pomiędzy małżonkami, brudził ich na tyle, że ich serca nie mogły być gotowe na przyjęcie Jezusa eucharystycznego. Małżeństwo było akceptowane z konieczności, w skrajnej postaci właściwie wyłącznie dla podtrzymania gatunku ludzkiego, który inaczej nie potrafi się rozmnażać. Refleksja moralna dotycząca seksu ograniczała się do zakazów. W katolickim myśleniu o erotyce nieobecne było pojęcie przyjemności. Wręcz niewskazane byłoby mówić o przyjemności czerpanej z czynności tak mało szlachetnej.

W drugim ujęciu współżycie cielesne jest już akceptowane – jako spełnianie, bardziej czy mniej przykrego, małżeńskiego obowiązku.

Dostrzegano już, że małżeństwo ma na celu nie tylko płodzenie dzieci, ale spojrzenie na seksualność człowieka było wciąż jeszcze podejrzliwe (czy może wstydliwe). Seks to przede wszystkim obowiązek – coś, co małżonkowie są sobie winni ze względu na konieczność zaspokojenia popędów i uchronienia przed zdradą małżeńską. Przyjemność, jaka jest „ubocznym efektem” współżycia, to sprawa jeszcze bardziej podejrzana, bo życie chrześcijanina nie może przecież polegać na poszukiwaniu przyjemności. Dążenie do miłych przeżyć jest wszak sprzeczne z ascezą, bez której trudno mówić o prawdziwej duchowości. Przyjemność seksualna w tym rozumieniu nieuchronnie prowadzi do koncentracji uwagi na własnym „ja”.

Trzecie ujęcie znaczenia seksualności w małżeństwie to owoc wyciągnięcia wniosków z faktu, że małżeństwo jest także (a nawet przede wszystkim) wspólnotą miłości.

Miłość erotyczna w ramach małżeńskiej wierności przestaje być postrzegana jako przeszkoda w osiąganiu doskonałości chrześcijańskiej – jest bowiem sposobem wyrażania i umacniania sakramentalnej więzi małżeńskiej. Seksualność jest piękna i dobra, bo tak chciał Bóg. To On tak stworzył człowieka – jako mężczyznę i kobietę – że wzajemne zjednoczenie małżeńskie tworzy najgłębszą możliwą jedność dwojga. Współżycie małżonków nie jest przeciwne ich świętości, lecz wręcz odwrotnie. Łaska Boża czyni bowiem wzajemny dar ciała znakiem świętej, sakramentalnej miłości małżeńskiej.
Istotą małżeńskiego zjednoczenia jest obdarowywanie się sobą nawzajem. Przyjemność płynąca z seksu nie jest tu ani wstydliwie przemilczana, ani oceniana negatywnie. W obdarowywaniu się chodzi zresztą nie tylko o przyjemność moją, lecz przede wszystkim o danie szczęścia drugiej osobie, współmałżonkowi. Dziełem Bożym jest też orgazm. To Pan Bóg go stworzył; to On tak nas „zaprogramował”, że możemy być wspólnotą szczęścia. Poznawajmy zatem siebie, uczmy się siebie i ofiarowujmy sobie siebie nawzajem, dając sobie szczęście. Rzecz jasna, rozkosz seksualna nie jest celem samym w sobie. Piękno stosunków intymnych jest odzwierciedleniem więzi łączących męża i żonę. Małżeńska mowa ciała – od spojrzenia poczynając, poprzez rozmaite formy czułości, aż po słodycz zjednoczenia ¬– potrafi, jak nic innego, wyrażać duchową więź łączącą ich oboje.

Obecnie coraz wyraźniej dochodzi w Kościele do głosu trzecie z zaprezentowanych tu podejść do ciała i seksualności. Znajduje ono silne zakorzenienie w tradycji biblijnej, zwłaszcza w niedocenianej Pieśni nad Pieśniami. Jak pisał w 1969 roku Joseph Ratzinger, faktu obecności tej księgi w biblijnym kanonie „w rzeczywistości ciągle jeszcze nie przyjęliśmy do wiadomości; od samego początku zaś obejmuje ona nierozdzielnie obie strony erosu: eros jako nieskończona tęsknota człowieka, który przyzywa Boga; eros jako wzajemny związek mężczyzny i kobiety”.
Nowe spojrzenie na seksualność można też dostrzec – nieco zaskakująco – jako pogłębienie istotnego tradycyjnego kościelnego aspektu rozumienia małżeństwa. Kościół nasz wierzy przecież, że sakrament małżeństwa udzielony sobie przez młodą parę staje się dopełniony dopiero w akcie współżycia małżeńskiego. Zazwyczaj patrzy się na to stwierdzenie pod kątem prawniczym albo moralnym. Prawnik wskazuje, że brak współżycia może być powodem do stwierdzenia nieważności związku. Moralista powie zaś, że dopiero w małżeństwie współżycie seksualne staje się moralnie godziwe i dopuszczalne. Bardziej subtelny teolog moralny doda wyjaśnienie, że zasada ta obowiązuje, bo nie ma już wówczas sprzeczności między rzeczywistością a znakiem, jaki ją wyraża – dopiero pełne sakramentalne wzajemne oddanie małżonków „na dobre i na złe” może być wyrażone w znaku pełnego współżycia.
Warto jednak zobaczyć jeszcze jeden wymiar powyższej zasady. Jeśli uznajemy, że bez współżycia seksualnego małżeństwo nie jest dopełnione, to znaczy, że zakładamy, iż seksualna miłość małżeńska jest teologicznym miejscem działania Ducha Świętego. Poprzez cielesne zjednoczenie młodej pary Bóg dopełnia łaskę sakramentu małżeństwa!
Ludzki związek małżeński jest, jak wierzymy, znakiem związku Chrystusa z Kościołem. Bóg zawarł z ludźmi przymierze miłości, przez które całkowicie się nam oddał, aż do ofiary krzyża. W analogiczny sposób chrześcijanie rozumieją przymierze małżeńskie – jako całkowite oddanie się sobie nawzajem, które znajduje wyraz w zjednoczeniu dwóch ciał.

W małżeństwie mistyka i erotyka przeplatają się ze sobą. Małżeńskie zjednoczenie seksualne staje się sakramentem jedności Boga z ludźmi. Niewierność małżeńska, nadużywanie seksu dla własnej korzyści czy przyjemności albo traktowanie współmałżonka w sposób uprzedmiotawiający okazuje się symbolem bałwochwalstwa i odwrócenia się od Boga. Wierność małżonków jest zaś obrazem i odbiciem wierności Boga wobec ludzi.
Wzajemny dar ciała w małżeństwie można porównać do Ciała Chrystusa, jakie otrzymujemy w darze w Eucharystii. Pisała Magdalena Węglewska: „Twój dar Ciała jest jak ofiarowanie swego ciała ukochanemu – nie na chwilę  wzrostu, ale jako symbol i akt jednocześnie. Jako dar życia i obecności. Czyjeś ciało, wybrane, kochane – staje się naszym domem. To znak tego, że Ty stajesz się naszym domem, a my Twoim, Twoim tabernakulum. To dar powtarzany – aby coraz pełniej się oddać i coraz pełniej przyjąć, aby coraz pełniej być w Twoim Ciele jak w domu, aby moje ciało coraz bardziej było Twoim domem”.

Zbigniew Nosowski, Parami do niebaWydawnictwo Więź, s. 157-165

Zbigniew Nosowski (ur. 1961), dziennikarz, publicysta, działacz katolicki. Redaktor naczelny miesięcznika „Więź”. Konsulator Papieskiej Rady ds. Świeckich, audytor Synodu Biskupów w 2001 i 2005 roku. Członek zarządu warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. Od marca 2007 roku współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów.


Podobne artykuły: