Kategorie artykułów

Sakrament małżeństwa (37)
Celebracja aktu małżeńskiego (45)
Miłość ludzka w planie Boga (69)
Czystość przedmałżeńska (15)
Płodność i planowanie dzieci (36)
Początek życia ludzkiego (10)
Wychowanie seksualne dzieci (10)
Orgazm (18)
Inicjacja, gra wstępna (33)
Ciąża i diagnostyka prenatalna (12)
Leczenie niepłodności (11)
Wstrzemięźliwość seksualna (42)
Poronienie (4)
Menopauza (5)
Choroby, trudne sytuacje (67)
Masturbacja (15)
Pornografia (13)
Seksoholizm (9)
Środki antykoncepcyjne (29)
In vitro (11)
Syndrom poaborcyjny (7)
Modlitwy małżeńskie (6)
Pożądliwość serca (54)
Podejście do grzechów seksualnych (57)
Historia i nowoczesność (35)
Stereotypy (51)
Zdrada (11)
Historie z życia (43)
O nas Kontakt

WESPRZYJ NAS

Medycyna wokół początków życia ludzkiego

Medycyna wokół początków życia ludzkiego

Przysięga lekarska wg Hipokratesa, którą składają wszyscy lekarze, wskazuje na jednoznaczne stanowisko – współczesnej Hipokratesowi z Kos medycyny – wobec początków życia ludzkiego. Hipokrates przysięga, że nie poda ciężarnej środka poronnego. Uprawniona będzie w tej sytuacji teza, że Hipokrates poważał i szanował życie ludzkie w jego prenatalnej fazie. Medycyna XX i XXI wieku wykazuje zdecydowanie ambitendencje w tych kwestiach.

 

Z jednej strony absolwenci medycyny składają tę przysięgę, jednak ma ona bardziej charakter rytuału związanego ze świętowaniem ukończenia długich i ciężkich studiów, bez istotnego wnikania w treści, które ona niesie, co wynika choćby z tego, że owa przysięga nie ma żadnej mocy prawnej.

Moc prawną mają kodeksy, ustawy, zarządzenia, wykładnie, polecenia itd. A te nie odnoszą się do owej przysięgi w sposób bezpośredni, a jedynie bywa ona przywoływana w krasomówczych wystąpieniach przedstawicieli prawa – o ile pasuje do kontekstu wygłaszanej oracji – celem pognębienia „przestępcy” – lub przeciw-nie – jego radosnego zrównania z aniołem, w czym celują przedstawiciele jakże ważnej i ciekawej profesji – adwokata. Dlatego nie dziwi zróżnicowanie postaw lekarzy w stosunku emocjonalnym, pragmatycznym – zawodowym, a czasami również naukowym wobec początków życia ludzkiego.

Być może odgrywa w tym zjawisku swą rolę charakterystyczna dla współczesności relatywizacja wartości, jak również istnienie specjalności lekarskich o coraz bardziej wąskich zakresach poznawczych, powodujące, że medycyna jest bardziej hasłem, niż realnie istniejącym zjawiskiem w sensie jednej wiedzy, jednej nauki, jednej postawy.

Tak naprawdę, po 20 latach od ukończenia uczelni medycznej, niewiele łączy okulistę wyspecjalizowanego w operacyjnym leczeniu zaćmy i ginekologa-położnika wyspecjalizowanego w medycynie matczyno-płodowej, pomimo tego że ich profesjonalne działania mogą się przecinać, innymi słowy mówiąc, mogą się na swej drodze zawodowej zetknąć. Ale cóż z tego – okulista pamięta z położnictwa i perinatologii [o ile w ogóle rozumie to ostatnie słowo] tyle, ile zapamiętał ze studiów przed 20 laty. Praktycznie niewiele więcej niż dobrze ogólnie wykształcony laik. Podobnie jest z drugą stroną, czyli ginekologiem położnikiem. Z okulistyki wie tyle, że odróżnia jaskrę od krótkowzroczności w sensie pojęciowym.

Zatem uwzględniając jego wiedzę i doświadczenie w żadnym wypadku nie może i nie powinien – ów ginekolog-położnik – doradzać, zalecać postępowania medycznego w jaskrze. I na pewno tak nie robi.

Zatem, czy uprawnione jest arbitralne podpowiadanie sposobu rozwiązania ciąży przez okulistę? Logika podanych przykładów podpowiada, że nie. Właściwą postawą jest dokładne opisanie, jakie ewentualne „zagrożenia” niesie wysiłek fizyczny o takim czy innym nasileniu (tutaj przykłady różnych rodzajów aktywności fizycznej) dla wzroku badanej ciężarnej. I na podstawie tak sformułowanej konsultacji położnik-perinatolog, wspólnie z najbardziej zainteresowaną, czyli ciężarną/rodzącą, ustalą drogę i sposób rozwiązania ciąży. Taki sposób postępowania uważam za najbardziej właściwy, uwzględniający prawdziwie profesjonalną wiedzę medyczną i reprezentujący postawę pełną szacunku dla ciężarnej/rodzącej, a przede wszystkim jej nienarodzonego dziecka.

Nieustające dyskusje – pośród mniej lub bardziej zorientowanych w materii zagadnienia laików – odnoszące się do początków życia ludzkiego winny być już dawno jednoznacznie przecięte przez współczesnych genetyków, embriologów, biologów et consortes, którzy dobrze wiedzą, że początkiem życia nowego organizmu – niezależnie od jego dalszego przebiegu – jest powstanie nowego, indywidualnego, niepowtarzalnego genomu.

A zatem mówiąc o człowieku, to bezdyskusyjnie powstaje on w momencie połączenia się materiału genetycznego obu ludzkich komórek rozrodczych w nowy, niepowtarzalny zapis planu budowy i funkcjonowania nowego organizmu. Zastanawiające zatem jest jakieś dziwne, zawstydzone milczenie, lękliwość, mówienie półgębkiem o tych sprawach przez przedstawicieli medycyny szeroko pojętej, medycyny, jako wiedzy o biologii bytowania ludzkiego, bytowania w zdrowiu i chorobie, wówczas, gdy krzykliwi przedstawiciele „nowoczesnego” porządku moralnego mówią, że człowiekiem stajemy się od 6, 12, 20, 30 lub któregoś tam tygodnia naszego życia prenatalnego, lub w ogóle dopiero po narodzeniu, a może dopiero wtedy, gdy pozwoli nam na to jedyna słuszna opinia mediów?

Ponad 10, a może 15 lat temu, byłem słuchaczem sympozjum poświęconego kardiologii i perinatologii, schorzeniom serca kobiet ciężarnych, rodzących czy problemom sprawności i wydolności układu krążenia w ciąży. Szokującymi mnie były wystąpienia niektórych kobiet kardiologów, co ciekawe na ogół już w wieku postprokreacyjnym, które z zapamiętaniem i lubością nagradzały komplementem „odważny”, „dzielny” tego ginekologa, który gdzieś tam, w Polsce, w Krakowie, Wrocławiu, czy Poznaniu zgodził się zniszczyć ciążę, bo miało to podobno pomóc układowi krążenia czy sercu ciężarnej kobiety. Niestety, ani razu nie usłyszałem o odważnym i dzielnym kardiologu, który podjął się wspólnie z położnikiem opieki nad ciężarną tak, aby nie zabijać jej dziecka, które to zabójstwo miałoby być panaceum dla jej chorego serca.

Zaiste różna jest medycyna w odniesieniu do prenatalnej fazy życia ludzkiego i jak niewiele – poza podobnymi studiami, lecz raczej inaczej przebytymi – łączy mnie z opisanymi powyżej „moimi koleżankami i kolegami” O tym, że ciąża ma podobno zagrażać jej życiu, w co na przełomie XX/XXI wieku nie do końca wierzę, a to zagrożenie wiązałbym bardziej z przeciętnymi umiejętnościami ferujących takie wyroki, można w finalnym wniosku oskarżyć właśnie owego kardiologa czy ginekologa. Wina leży po stronie tych lekarzy, którzy przed momentem poczęcia opiekowali się – wówczas jeszcze nieciężarną – chorą kardiologicznie i nie zadbali, aby to ewentualne poczęcie, było sprawą jej w pełni świadomego wyboru, do którego jako człowiek obdarzony wolną wolą ma pełne i niezbywalne prawo.

Opieka nad zdrowiem prokreacyjnym kobiet ma polegać na jak najszerzej pojętej profilaktyce zagrożeń wobec potencjalnej ciąży, w której to ciąży kobieta – w rozrodczej fazie swego życia – może być niemal każdego miesiąca. Stąd pierwszym pytaniem skierowanym do kobiety zgłaszającej się na jakiekolwiek badanie, a tym bardziej zabieg z zastosowaniem promieni rentgenowskich, winno być pytanie o dzień cyklu, w którym aktualnie ta pani jest, czy trywializując – kiedy miała ostatnie krwawienie miesięczne. Jeżeli jest ona w okolicy połowy cyklu lub jest w jego drugiej fazie – badanie radiologiczne może być wykonane tylko ze wskazań życiowych. Jakże często zasada ta jest łamana, czy to z niewiedzy, czy to z pośpiechu, czy to z niedbalstwa, a potem, gdy ciężarna odchodzi od zmysłów, że jej dziecko mogło zostać uszkodzone promieniowaniem przenikliwym, pojawia się „radosny” doradca, który mówi: Ależ nic się nie stało – ciążę przerwiemy. To ten „odważny”, to ten „dzielny”. Znowu refleksja nad różną medycyną, nad różnym jej podejściem do zalęknionego człowieka, do przyszłej matki.

Podejście z dezynwolturą, podejście płoche, czy jakbyśmy to, w dzisiejszej polskiej nowomowie różnych „wojewódzkich”, czy „powiatowych” mogli usłyszeć – „na luzie” – do kwestii ochrony życia prenatalnego, to twierdzenie, że te parę komórek, to przecież jakiś tam z przeproszeniem embrion (hi, hi) czy jak go tam ci z ciemnogrodu zwą – zarodek czy płód, przecież to nie człowiek. Ale ci sami ludzie, przy gorącym poparciu wybranych (przez firmy farmaceutyczne – i nie tylko) „autorytetów” medycznych, nie wspominając o natychmiast pojawiających się stałych „autorytetach moralnych”, z głębokim wzruszeniem zaczynają wygłaszać hymny o tych paru komórkach, o tym z przeproszeniem embrionie, jeżeli tylko „powstał” on w drodze zapłodnienia pozaustrojowego. Wówczas to już jest człowiek przez duże Cz. Za jego poczęcie ma płacić całe społeczeństwo i równie całe ma być głęboko wzruszone. Rekapitulując postawę przedstawicieli „nowego nurtu humanizmu”, pierwszych parę ciąż niszczymy – w ramach korzystania z „wolności wyboru”, a jak postanowimy mieć godnego nas potomka, to tylko „in vitro”, koniecznie z badaniami prenatalnymi.

Tego typu opinii nie formułują lekarze, formułują je apologeci nowego stylu życia (bierz z życia, ile ci się należy – jesteś tego warta), jednak nie odzywają się, gdy ktoś, albo niedouczony (to jeszcze najmniejsze zło – zawsze można się dokształcić, wystarczy wyjść z komnaty besserwisserstwa), albo, co znacznie gorsze, w pełni i świadomie zły – godny reprezentant Belzebuba – opowiada brednie o mniejszej wartości czy wręcz braku wartości i poszanowania życia prenatalnego. Milczą, a powinni wykazać niewiedzę i złą wolę głosiciela takich poglądów. A oni milczą lub dwuznacznie, w filozoficznym zamyśleniu, kiwają główkami. Różne są postawy medycyny wobec życia prenatalnego. A raczej jej przedstawicieli, ale czyż ona bez nich istnieje?

Niewątpliwie istnieje, bowiem zawsze istniała czysta nauka mądrych ksiąg, doświadczenia, eksperymentu, czystej pasji poznawczej. Ona nie poddaje się złym emocjom, politycznym wpływom i zapotrzebowaniom. Ale niestety – bywa, że pozostaje w tych księgach, przysypana kurzem i niechęcią współczesnych koniunkturalistów. Ale jest – można do niej sięgnąć, rozwijać ją, a nawet weryfikować, ale zawsze i jedynie – w imię prawdy i dobra. Choć ten ostatni wyznacznik emocjonalny winien być opuszczony, bo czysta nauka musi być wyzbytą z emocji, aby zachować obiektywizm i etykiety dobra czy zła mogą ją wypaczać. Jednak z drugiej strony, nauka nie może istnieć bez człowieka, bez badacza, bez naukowca, a jemu, w zależności od jego postawy moralno-etycznej, to zaszeregowanie do kręgu dobra czy zła jest konieczne, jest niezbędne. Tylko takie podejście pozwala odróżnić nazistowskich lekarzy „eksperymentujących” na więźniach od lekarzy, którzy sami sobie wstrzykiwali toksyny czy wprowadzali cewniki do swych własnych dużych naczyń krwionośnych, by sprawdzić możliwość cewnikowania serca – narażając własne życie dla dobra chorych. Tym ostatnim eksperymentatorem był Forssmann, lekarz i uczony niemiecki, noblista, przeto tylko z tego względu użyłem we wstępie powyższego zdania „poprawnego politycznie” określenia „nazistowscy”, bo w tym kontekście jest ono zasadne.

Myśląc więc o medycynie odnoszącej się do początków życia ludzkiego, powtarzam, że nowoczesna medycyna nie ma najmniejszych wątpliwości co do człowieczeństwa bytowania ludzkiego w jego prenatalnej części. Życie ludzkie przechodzi różne fazy czynnościowe determinowane czasem bytowania – niemowlęctwo, dojrzewanie, młodość, dojrzałość i starość, które bardzo znacznie różnią się możliwościami, umiejętnościami i wieloma innymi cechami, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionuje ich człowieczeństwa w żadnym miejscu i momencie. A przecież jak głęboko różne w wymiarze fizjologicznym są te fazy, np. w niemowlęctwie i starości nie możemy jeszcze – i już – przekazać, dać, począć życia, co jest immanentną cechą młodości i wieku dojrzałego. Mało tego – jest to stała ce-cha i wyróżnik organizmu żywego w odróżnieniu od substancji martwych. Zatem logika mogłaby podpowiedzieć, że człowiek 80-letni nie jest materią ożywioną, bo nie może się rozmnożyć. I proszę, jakie piękne, logiczne rozumowania wiodące nas reductio ad absurdum. Takim samym reductio ad absurdum jest twierdzenie, że 9-tygodniowy płód nie jest człowiekiem, tedy nie przysługuje mu ochrona przed zabójstwem, jaką kodeksy gwarantują każdemu człowiekowi.

Medycyna często milczy, choć powinna głośno artykułować swe prawdy. Milczy dlatego, że sama medialnie głośnym argumentem nie dysponuje. Dysponują nim jej przedstawiciele, którzy nie powinni przystawać na jej zakłamywanie. Koniecznym jest podkreślenie, że ochrona życia w prenatalnej – przedurodzeniowej fazie jego trwania to nie tylko wołanie o przeżycie przed zagrożeniem śmiercią zadaną przez czynniki zewnętrzne, ale także wołanie o dobrą jakość tego życia, która jest możliwa do osiągnięcia dzięki dobrej, naukowej, nowoczesnej medycynie. Wczesne rozpoznanie zagrożenia niewydolnością oddechową i odżywczą łożyska – narządu łączącego matkę i jej dziecko, narządu, który u naczelnych jest skonstruowany w niezwykle ciekawy i skomplikowany sposób, wymuszający na matce konieczność obrony przed jego nadmierną ekspansywnością – to wczesne rozpoznanie daje możliwości leczenia dziecka w łonie matki. Można leczyć wady rozwojowe dziecka, pozwalając na oszczędzenie, uratowanie źle rozwijających się narządów, które jeszcze parę dziesięcioleci wstecz były stracone, a wraz z nimi, najczęściej już po urodzeniu, byłoby stracone i dziecko. Przykładem mogą być torbiele nerek czy wodonercze, które nieleczone wewnątrzłonowo spowodują zniszczenie miąższu nerek, a umiejętnie leczone, pozwolą zachować miąższ nerkowy w dobrej formie do uzyskania przez dziecko dojrzałości do życia pozamacicznego. Jeżeli człowiek w swym życiu wewnątrzmacicznym nie jest człowiekiem, to kogo leczymy?

 

prof. MARIAN STANISŁAW GABRYŚ, Życie i płodność, 1/2007

Marian Stanisław Gabryś, profesor Akademii Medycznej we Wrocławiu. Kierownik I Katedry i Kliniki Ginekologii i Położnictwa. Specjalizuje się w tematyce patologii ciąży i onkologii ginekologicznej. 


Podobne artykuły: