Kategorie artykułów

Sakrament małżeństwa (37)
Celebracja aktu małżeńskiego (45)
Miłość ludzka w planie Boga (69)
Czystość przedmałżeńska (15)
Płodność i planowanie dzieci (36)
Początek życia ludzkiego (10)
Wychowanie seksualne dzieci (10)
Orgazm (18)
Inicjacja, gra wstępna (33)
Ciąża i diagnostyka prenatalna (12)
Leczenie niepłodności (11)
Wstrzemięźliwość seksualna (42)
Poronienie (4)
Menopauza (5)
Choroby, trudne sytuacje (67)
Masturbacja (15)
Pornografia (13)
Seksoholizm (9)
Środki antykoncepcyjne (29)
In vitro (11)
Syndrom poaborcyjny (7)
Modlitwy małżeńskie (6)
Pożądliwość serca (54)
Podejście do grzechów seksualnych (57)
Historia i nowoczesność (35)
Stereotypy (51)
Zdrada (11)
Historie z życia (43)
O nas Kontakt

WESPRZYJ NAS

Miłość – co to takiego?

Miłość – co to takiego?

Miłość jest podstawowym powołaniem człowieka oraz najpełniejszym sposobem jego istnienia. Nie jest to powinność lub rygorystyczny nakaz, lecz jedyna droga, na której osiąga on pełnię swojego rozwoju i szczęścia. Poprzez miłość realizuje się także wielkość i godność człowieczeństwa – chociaż każdy człowiek jest od momentu swego poczęcia osobą obdarzoną godnością, to jednak godność ta rozwija się, a raczej w pełni się ujawnia w miarę jego rozwoju. Fundamentem i szczytem ludzkiej godności oraz wielkości jest bowiem zdolność kochania, tworzenia więzi i życia w komunii z innymi osobami, ostatecznie z Bogiem.

 

Właśnie w jedności z Bogiem tkwi istota powołania i przeznaczenie każdej osoby ludzkiej. Życie wieczne w Królestwie Bożym, które, jak mówi wiara chrześcijańska, jest celem życia człowieka, polega właśnie na komunii – a więc na wzajemnym miłowaniu się osób. Do takiej miłości dorasta się całe życie, ostatecznie jest ono owocem przyjęcia Bożej Łaski darowanej człowiekowi w Jezusie Chrystusie. Człowiek zatem w swoim życiu winien tak kształtować własne istnienie aby coraz mocniej i pełniej umiał przyjmować i dawać prawdziwą miłość. Jest ona sensem każdego powołania, każdej drogi życiowej, a także każdej duchowości, o ile jest ona chrześcijańska. Wszystko to sprowadza się do jednego – aby kochać i być kochanym.

 

Miłość – odpowiedź na przyjęty dar

Zanim człowiek dorośnie do prawdziwej i dojrzałej miłości, najpierw sam musi doświadczyć miłości od innych osób. Każdy potrzebuje miłości do życia, podobnie jak powietrza, wody czy pokarmu. Bez miłości nie jest możliwy prawidłowy rozwój człowieka. Zdolność kochania jest więc zatem zależna od pierwotnego przeżycia faktu bycia kochanym. Dla większości ludzi tym pierwotnym doświadczeniem jest miłość rodziców. Dziecko od poczęcia odbiera sygnały miłości. Choć jeszcze nie świadomie to jednak czuje czy jest kochane, chciane, akceptowane, czy też nie. Później, przez wszystkie kolejne lata życia, w różnych relacjach człowiek przyjmuje miłość innych osób. W ten sposób – poprzez przyjmowanie miłości od innych, uczy się jej. Przekonuje się bowiem o własnej wartości i godności, co później pozwala mu dostrzec wartość i godność innych ludzi. Istnieje więc ścisła zależność pomiędzy dawaniem a przyjmowaniem miłości.Problemy z tworzeniem dojrzałych więzi opartych na prawdziwej miłości, wolności i odpowiedzialności wynikają najczęściej właśnie z braku doświadczenia bycia kochanym we własnym życiu, co owocuje brakiem wewnętrznego przekonania, że jest się godnym miłości. Bywa, że osoby zranione w miłości, kochane w sposób niepełny lub niedojrzały mają trudność z przeżywaniem późniejszych relacji z innymi osobami na fundamencie prawdziwej, dojrzałej, wiernej i odpowiedzialnej miłości. Ich miłość bywa niepełna, nietrwała, często niezdolna do obdarowywania drugiej osoby, nastawiona tylko na czerpanie korzyści. Osoby te są w pewnym sensie jak dzieci, które wciąż potrzebują miłości swoich rodziców, wciąż potrzebują aby je obdarowywać, same jednak nie dorosły do dawania.

Prawda o potrzebie przyjęcia miłości przed jej dawaniem odnosi się także, a może przede wszystkim do religijności i wiary człowieka, a więc  relacji z Bogiem. Jest to bowiem także specyficzna więź między osobami. Także i tutaj miłość, którą człowiek obdarza swego Stwórcę jest jedynie odpowiedzią, w pewnym sensie reakcją na doświadczenie bycia umiłowanym dzieckiem Bożym. Kiedy człowiek poprzez wiarę odkrywa że Bóg jest Miłością, oraz że kocha On bardzo osobiście jego samego, wtedy niejako spontanicznie rodzi się w sercu chęć i zdolność, aby całym sobą wejść w tę cudowną relację, aby przeżywać tę miłość i więź. Późniejsza postawa religijna człowieka – jego postępowanie, wybory etyczne, czyny, pobożność nie są już przeżywane tylko na zasadzie spełniania odgórnych nakazów i narzuconych norm moralnych, ale są naturalną konsekwencją bycia w relacji do Osoby – Boga. Papież Benedykt XVI w swojej encyklice Deus Caritas Est wyraża to takimi słowami: „U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakieś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę… (…) Ponieważ Bóg pierwszy nas umiłował, miłość nie jest już przykazaniem, ale odpowiedzią na dar miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi”. (Deus Caritas Est p.1)

 

Miłość – powołanie na miarę osoby

Człowiek jest osobą – to znaczy posiada samoświadomość, wolność, zdolność samostanowienia, kierowania sobą poprzez wolną wolę, w oparciu o prawdę rozpoznawaną przez rozum i wskazującą na obiektywne wartości. Jedną z cech osobowej natury człowieka jest jego zdolność do przekraczania siebie – do wierności prawdzie nawet gdy wymaga to wysiłku, cierpienia, zanegowania własnych spontanicznych odruchów. Istotą wolności nie jest tylko możliwość samodzielnego decydowania o sobie,  ale wewnętrzna zdolność wyboru tego co autentycznie dobre i wartościowe, a więc decydowania w oparciu o obiektywne kryteria prawdy. Przeciwieństwem wolności jest wszelki determinizm, będący w istocie zniewoleniem człowieka. Polega on na uzależnieniu go od jego instynktów, popędów, impulsów, lęków, podniet i głodów. Człowiek w tym ujęciu nie tyle decyduje, co po prostu reaguje instynktownie i działa pod wpływem rozmaitych determinantów. Nie wybiera więc tego co jest obiektywnie dobre i prawdziwe, co służy jego rozwojowi i szczęściu – jego działanie nie jest więc świadomym samostanowieniem. Poddany jest natomiast we władanie swoich odruchów, instynktów i bezwarunkowych reakcji, mających podłoże w sferze fizjologii organizmu, lub co najwyżej specyficznych potrzebach psychicznych, które jednak rozumiane są jedynie jako efekt biologii i procesów zachodzących w mózgu. Przy takim spojrzeniu na człowieka miłość nie ma racji bytu. Człowiek bowiem żyje tylko po to by realizować to, czego domaga się jego, rozumiana czysto materialnie, natura. Taka zredukowana wizja człowieka leży u podstaw błędnych wyborów moralnych i niewłaściwych norm panujących w kulturze. Cywilizacja i kultura, które w swoich założeniach posiadają błędną, zredukowaną koncepcję człowieka, w konsekwencji stają się nieludzkie, zamieniając się w „cywilizację śmierci”. Kultura, która nie rozumie kim jest człowiek (że jest osobą) obraca się przeciwko niemu samemu.

Miłość, ponieważ  jest niezwykłą więzią między osobami, zakładającą wierność, odpowiedzialność, troskę o wzajemne dobro, poświęcenie i ofiarność, staje się najwyższą formą życia osobowego człowieka. Taką postawę można bowiem osiągnąć jedynie na drodze samostanowienia, w oparciu o rozumność i wolność. Jest owocem decyzji i wysiłku, zakładającego nieodzowne zaangażowanie woli. Owo zaangażowanie w relację z drugą osobą woli decyduje o niezwykłym spotkaniu, które przekracza samo odczuwanie, pragnienie czy poznawanie drugiego – jest to spotkanie na poziomie osób. Karol Wojtyła w swoim dziele Miłość i Odpowiedzialność zwraca uwagę na ten aspekt budowania relacji: „Droga od jednego „ja” prowadzi tedy poprzez wolną wolę, poprzez jej zaangażowanie” (Miłość i Odpowiedzialność, Lublin 2001, str. 79) Miłość w sposób najdoskonalszy rozwija człowieka jako osobę, gdyż z miłości zdolny on jest do najwznioślejszych czynów, największych osiągnięć i najbardziej heroicznych poświęceń –  nawet do oddania życia. Zatem jest ona realizacją godności człowieka, który kocha, bo w pełni realizuje jego strukturę osobową. Innymi słowy – największa godność każdego człowieka zawiera się właśnie w zdolności do prawdziwej miłości. Poprzez miłość człowiek tę godność wykorzystuje, podkreśla i urzeczywistnia: „miłość prawdziwa doskonali byt osoby i rozwija jej istnienie” (Miłość i Odpowiedzialność, Lublin 2001, str. 77).

Skoro miłość, poprzez realizację zdolności samostanowienia, jest przejawem życia osobowego człowieka, więc najwyższą formą miłości jest taka, która najbardziej ujawnia ową zdolność. Dzieje się tak wtedy gdy osoba kochająca nie tylko daje „coś z siebie” ale daje samą siebie – sama siebie czyni darem dla drugiej osoby. Dokonywać się to może jedynie w pełnej wolności, a to z dwóch powodów – po pierwsze trzeba najpierw w pełni posiadać siebie (być wewnętrznie wolnym) aby móc siebie dać, po drugie zaś potrzebna jest tu całkowicie wolna decyzja – bo inaczej owy akt nie byłby darem w pełni tego słowa znaczeniu. Taką miłość nazywamy miłością oblubieńczą. Do miłości tej wezwany jest każdy człowiek. Na drodze różnych powołań życiowych, np. małżeństwa lub życia konsekrowanego, ostatecznie chodzi właśnie o realizację miłości oblubieńczej. Istotą więc każdej drogi życiowej jest osiągnięcie pełnego rozwoju osobowego właśnie poprzez najwyższą formę miłości – poprzez dar z siebie samego. Dar ten paradoksalnie nie jest stratą siebie, lub zanegowaniem własnej osoby: „Istotą miłości oblubieńczej jest oddanie siebie, swojego „ja” (…)  przy tym owego „ja” się nie niszczy, nie dewaluuje” (Miłość i Odpowiedzialność, Lublin 2001, str. 88-89). Jest ona osiągnięciem pełni własnej egzystencji. Oddanie siebie nie jest jednostronne – dokonuje się ono w relacji między osobami, zakłada wzajemność.Poprzez miłość oblubieńczą osoba doświadcza zatem najbardziej zdumiewającej oraz intymnej więzi międzyosobowej, którą antropologia i duchowość chrześcijańska nazywają komunią: „Kiedy miłość oblubieńcza wejdzie w tę relację między-osobową, wówczas powstaje coś innego niż przyjaźń, mianowicie wzajemne oddanie się osób” (Miłość i Odpowiedzialność, Lublin 2001, str. 88).

Tak więc droga rozwoju i realizacji godności osoby polega właśnie na urzeczywistnianiu zdolności kochania oraz osiąganiu coraz to głębszych form miłości. Całe życie człowieka winno polegać właśnie no stopniowym dochodzeniu do coraz to większej miłości. Droga ta jest istotą każdego ludzkiego powołania, każdej posługi, każdej relacji: „trwałe wychodzenie z <<ja>> zamkniętego w samym sobie, w kierunku wyzwolenia <<ja>>, w darze z siebie i właśnie tak w kierunku ponownego znalezienia siebie” (Deus Caritas Est  nr 6)

 

Norma personalistyczna – odwieczne kryterium prawdziwej miłości

Związek miłości i godności człowieka dotyczy nie tylko tego, który kocha, ale także  osoby kochanej – obiektu miłości. Prawdziwie kochać oznacza podkreślać wartość drugiej osoby. Miłość powinna się bowiem odnosić właśnie do samej osoby umiłowanej, być afirmacją jej istnienia, cenieniem jej samej  bardziej niż wszystko co od niej pochodzi: „Chodzi o to, żeby żywić upodobanie po prostu do osoby, to znaczy, ażeby przeżywając różne wartości, które w niej tkwią, zawsze przeżywać razem z nimi w akcie upodobania wartość samej osoby – to, że ona sama jest wartością, a nie tylko zasługuje na upodobanie ze względu na takie czy inne wartości w niej zawarte” (Miłość i Odpowiedzialność, Lublin 2001,  str. 74) . Kochać więc to chcieć drugiej osoby niejako samej w sobie, nie zaś tylko tego co może ona dać –  np. jej urody, inteligencji, miłych, przyjemnych doznań, satysfakcji, towarzystwa itd.  Taka miłość jest najbardziej zbliżona do ideału określanego często jako miłość bezwarunkowa. Wyraża bowiem pragnienie, które nie wynika tylko z potrzeb niezależnych od woli człowieka – cielesnych i uczuciowych. Nie uzależnia więc swojego istnienia od trwania pożądanych cech lub zalet u osoby kochanej.Miłość taka mówi: „kocham Cię pomimo wszystko, wybrałem Ciebie, właśnie Ciebie – bez względu na to jaki jesteś, co masz lub co się z Tobą stanie. Kocham Ciebie ze względu na Ciebie samego”.

Postawa ceniąca wartość osoby bardziej niż jej cechy, dobra i zalety chroni więź międzyosobową przed zagrożeniem utylitaryzmu – przedmiotowego traktowania drugiej osoby. Istnieje zasada personalistyczna, czyli taka, która wynika personalistycznej koncepcji człowieka. Mówi ona, że godność  osoby wymaga aby była ona celem samym w sobie, nigdy zaś środkiem do osiągnięcia innych celów. Nie wolno więc człowieka wykorzystywać, posługiwać się nim jak narzędziem, traktować go tylko jako dostarczyciela pewnych dóbr.Działo by się tak właśnie wtedy, gdyby relacja międzyosobowa opierała się jedynie na czerpaniu pewnych korzyści, które zapewnia druga osoba, lecz z pominięciem jej samej. Uprzedmiotowienie osoby to stawianie własnych pragnień i potrzeb związanych z drugą osobą wyżej niż ona sama. Przedmiotowe traktowanie innych osób zagraża wszędzie tam gdzie pomniejszana jest godność człowieka, czyli tam gdzie człowiek nie jest widziany jako osoba, lecz tylko jako część świata materialnego. Żeby więc miłość była prawdziwa, czyli ludzka, musi widzieć drugą osobę jako wartość samą w sobie.

Norma personalistyczna nie zabrania rzecz jasna realizacji własnych potrzeb w relacji z drugą osobą, lub pragnienia jakiegoś dobra od niej. Niebezpieczeństwem jest jednak wykorzystywanie drugiej osoby jedynie jako środka do osiągnięcia własnych celów, czyli swoiste „używanie” jej. Chodzi więc o to aby te dobra, których się pragnie od drugiej osoby, nie stały się celem samym w sobie, aby potrzeby nie były zaspakajane kosztem jej godności. Trzeba tu dodać, że ten uszczerbek na godności nie musi koniecznie objawiać się w subiektywnym odczuciu danego człowieka. Godność osoby jest bowiem poniżana zawsze kiedy traktuje się ją gorzej niż na to zasługuje, nawet pomimo jej subiektywnego przekonania, że jest to dla niej dobre. Istnieją zatem pewne zachowania, które niejako z samego założenia sprzeciwiają się godności człowieka, ponieważ zawierają w sobie traktowanie go w sposób instrumentalny. Chodzi o pewne przeakcentowanie pragnień i potrzeb do tego stopnia, że odniesienie do drugiej osoby staje się konsumpcyjne – nastawione tylko na własne nasycenie. Kościół w swym nauczaniu określa pewne zachowania i postawy jako moralnie niedopuszczalne właśnie dlatego, że sprzeciwiają się one godności człowieka. Nauczanie Kościoła nie jest więc zbiorem zakazów, ale propozycją miłości pełnej, osobowej, podkreślającej godność każdej osoby.

 

Jest miejsce na pragnienia

Norma personalistyczna, stawiająca wartość osoby nad wszystkim co może ona dać, może być błędnie rozumiana, jako całkowita negacja rozmaitych pragnień i potrzeb, zarówno psychicznych, emocjonalnych, egzystencjalnych, jak i cielesno – seksualnych, pojawiających się w miłosnej relacji między mężczyzną i kobietą. Gdyby przyjąć tak restrykcyjną koncepcję miłości, okazałoby się, że prawdziwa miłość jest nie do zrealizowania. Czymś bowiem naturalnym jest to, że relacji miłosnej towarzyszą potrzeby, pragnienia, uczucia i chęć odczuwania przyjemności. Dla ścisłości należy dodać, że prawdziwej miłości towarzyszą także uczucia trudne i bolesne – miłość nieodłącznie wiąże się z cierpieniem. Nie mniej to właśnie uczucia i potrzeby są najbardziej odczuwalną i zauważalną stroną miłości. Dzieje się tak ponieważ człowiek jest bytem złożonym – zawiera się w nim cała gama rozmaitych potrzeb, uczuć i pragnień. Negowanie lub zabranianie realizowania tych potrzeb byłoby jakimś umniejszaniem człowieka, niepełną prawdą o ludzkiej osobie. Także miłość, gdyby pozbawić ją strony uczuciowej, nie byłaby miłością pełną – byłaby jakby nieludzka, bo pozbawiona „ciała”. Miłość prawdziwa to nie tylko miłość bezwarunkowa i bezinteresowna. Miłość prawdziwa jest pełna – czyli taka, która zawiera i angażuje całą pełnię człowieczeństwa, a więc także ludzką uczuciowość i cielesność: „Kocha nie sama dusza, ani nie samo ciało: kocha człowiek, osoba, która kocha jako stworzenie jednostkowe złożone z duszy i ciała” – powie Benedykt XVI w encyklice Deus Caritas Est (nr. 5). Chodzi o to aby wszystkie sfery człowieka współpracowały ze sobą w sposób harmonijny – nigdy zaś uczucia nie powinny dominować innych elementów miłości, umniejszając jej prawdziwy charakter. Pytanie nie powinno więc brzmieć: „czy wolno realizować swoje potrzeby?”, ale „jak je realizować żeby były zgodne z miłością?”.

Karol Wojtyła w Miłości i odpowiedzialności mówi o trzech składnikach miłości łączącej mężczyznę i kobietę. Są to upodobanie, pożądanie i życzliwość. Te trzy elementy dopełniają się wzajemnie, istnieją obok siebie, współpracują ze sobą, każde z nich ma swoją rolę do odegrania w miłosnej relacji. Rozwój miłości polega nie tyle na przechodzeniu od jednego aspektu do drugiego, ile na coraz większej harmonii między nimi.

Upodobanie, w którym zawiera się cala gama pragnień, uczuć i potrzeb względem drugiej osoby, jest potrzebne aby miłość w ogóle mogła zaistnieć. Poprzez upodobanie człowiek zauważa drugą osobę, dostrzega w niej wartości, których może zapragnąć, doświadcza, że jego najgłębszą potrzebą jest stworzenie wspólnoty, więzi, komunii: „Podobać się znaczy mniej więcej tyle, co przedstawiać się jako pewne dobro” (Miłość i Odpowiedzialność, Lublin 2001, str. 70). To dobro, jakim jest druga osoba jest odbierane, odkrywane poprzez uczuciowość człowieka. Upodobanie jest zatem niezwykle ważną, integralną częścią miłości – choć oczywiście nie może istnieć samo dla siebie. Gdyby miłość miała ograniczać się tylko do upodobania, oznaczało by to postawę egoistyczną lub wręcz utylitarną – opierała by się bowiem jedynie na potrzebie zaspokojenia własnych głodów i braków, a druga osoba „służyłaby” tylko do tego, aby dostarczyć przyjemnych odczuć. Jednak mimo to upodobanie jest wpisane w istotę miłości i nie należy go deprecjonować w imię źle pojętej bezinteresowności. Upodobanie, jak mówi Karol Wojtyła jest  „siłą, którą trzeba postawić na poziomie osób” (Miłość i Odpowiedzialność, Lublin 2001, str. 70). Oznacza to tyle, żeby starać się pragnąć samej osoby, nie zaś tylko wartości, które ma ona w sobie. Chodzi więc o spełnienie opisanej wcześniej normy personalistycznej, o podkreślenie, że osoba ma wartość, a nie tylko zasługuje na wartość, ze względu na dobro, które w niej jest. Właśnie w owym staraniu, wysiłku kryje się istota równowagi. Należy mieć na uwadze i strzec się pewnych przeakcentowań – nie należy natomiast deprecjonować uczuciowości, uważając ją za gorszą formę miłości, która i tak, w miarę rozwoju miłości musi zaniknąć, ustępując miejsca samej tylko decyzji woli, jako jedynemu budulcowi miłosnej więzi. Jeżeli natomiast wszystkie te sfery współpracują ze sobą w sposób harmonijny, to nie ma potrzeby negowania jednego aspektu miłości na rzecz drugiego. Przeciwnie – w dojrzałej miłości osoby kochające się dbają o stan uczuć drugiej strony, są wrażliwe na siebie nawzajem, starają się spełniać swe wzajemne potrzeby i oczekiwania, wsłuchują się w najskrytsze pragnienia, okazują uczucia poprzez czułość, obecność, delikatność, wyrozumiałość. Wszystkie te starania dotyczą przecież troski o uczuciowość ukochanej osoby. Ma ona zatem niezwykle ważną rolę w ludzkiej miłości.

Kolejnym elementem miłości między mężczyzną i kobietą jest pożądanie, zawierające w sobie potrzeby seksualne. Także i w tym przypadku trzeba go dowartościować i uznać za wielką wartość dla prawdziwej miłości: „należy ono do istoty miłości, podobnie jak upodobanie, i czasem wyraża się w niej najmocniej” (Miłość i Odpowiedzialność, Lublin 2001,  str. 75). Podobnie jak poprzednio, należy jedynie uważać, aby pożądanie było wkomponowane w całą relację międzyosobową, a nie istniało samodzielnie. Samo pożądanie oznaczałoby postawę utylitarną – druga osoba „służyłaby” jako środek do zaspokojenia swoich potrzeb. W realizowaniu życia seksualnego trzeba zatem mieć na uwadze drugą osobą, trzeba starać się, aby seksualność wyrażała pragnienie jej samej, a nie tylko samą potrzebę cielesną, trzeba uważać aby samo pożądanie nie przeważyło i nie zdominowało relacji. Pożądanie powinno iść w parze z pragnieniem osoby. Istnieją pewne sposoby realizowania potrzeb seksualnych, które niejako z samego założenia wykluczają ten osobowy charakter seksualnego spotkania dwojga osób. Dzieje się tak zawsze wtedy gdy seksualność odrywana jest od miłości i płodności. Np. pozamałżeńskie stosunki seksualne, ze względu na brak potwierdzonej decyzji o wyborze drugiej osoby na całe życie, na dobre i złe, a więc bez pragnienia drugiej osoby jako wartości samej w sobie, zawsze zawierają rys utylitaryzmu, są więc pewną karykaturą miłości. Kościół w swym nauczaniu sprzeciwia się takim zachowaniom i prosi swoich wiernych aby nie szli tą drogą. Nie jest to tylko zabranianie lub odbieranie ludziom radości seksu, jak się to często przedstawia. Jest to natomiast obrona prawdziwej miłości oraz seksualności przeżywanej na poziomie osób. Tylko taka miłość i seksualność dają człowiekowi prawdziwe szczęście i spełnienie.

Trzeba jeszcze dodać, że to, iż pewne czyny jakby same w sobie zawierają przedmiotowe traktowanie drugiej osoby, nie świadczy automatycznie o sprawcy tych czynów jako o kimś, kto cynicznie wykorzystuje drugą osobę. Trzeba bowiem oddzielić czyny od osoby. Mówiąc, że czyny zawierają w sobie taką postawę, bardziej mamy na myśli ich skutki niż motywację – czyli złą lub dobrą wolę osób, które się ich dopuszczają. Innymi słowy, nie każda osoba, która popełnia czyny sprzeczne z miłością, jest do niej niezdolna, ani  tym bardziej jest skrajnym egoistą. Przeciwnie, czyn, który z samej swej natury sprzeciwia się prawdziwej miłości do drugiej osoby, może się dokonywać wewnątrz relacji miłości. Jest wtedy nie tyle unieważnieniem miłości, ile raną jej zadaną. Osoba (lub osoby) kochająca, poprzez swoja słabość i naturalną skłonność do egoizmu, popełnia czyny, które są z miłością sprzeczne – ale to nie znaczy, że jej miłość w ogóle nie istnieje. Jest po prostu osłabiana, a jej rozwój może ulec spowolnieniu lub zatrzymaniu.  Jest to ważne stwierdzenie dla tych wszystkich, którzy czują się urażeni kategorycznym stawianiem kwestii moralnych i wskazywaniem na uprzedmiotowienie drugiej osoby poprzez pewne czyny i zachowania. Osoby takie często czują się osobiście zaatakowane i oskarżane. Muszą one zrozumieć, że nawet jeśli nie popełniają danego czynu z premedytacją, tzn. z pobudek czysto egoistycznych, to jednak w samym czynie zawiera się pewna pułapka, swoiste ukierunkowanie serca, które musi w mniejszym lub większym stopniu wpłynąć na odniesienie dwojga osób.

 

Miłość – pełnia wolności

Trzecim elementem o którym mówi Wojtyła jest życzliwość. Polega ona na pragnieniu dobra drugiej osoby. Obecność życzliwości jest pewnym kryterium właściwego przeżywania dwóch poprzednich aspektów miłości: „Miłość osoby do osoby musi być życzliwa, inaczej nie będzie prawdziwa”. Nie wyklucza ich ale dopełnia: „Miłość mężczyzny i kobiety nie może nie być miłością pożądania, winna zaś iść ku temu, aby coraz bardziej być pełną życzliwością” (Miłość i Odpowiedzialność, Lublin 2001, str. 78). Zatem pragnienie autentycznego dobra drugiej osoby, nie tylko deklarowane ale realizowane, chroni miłość przed zdominowaniem jej przez upodobanie i pożądanie. W życzliwości zawiera się pewna bezinteresowność. Nie oznacza ona braku potrzeb i pragnień, ale zakłada wierność owemu staraniu się o dobro drugiej osoby, nawet wtedy, gdy z różnych przyczyn poprzednie elementy zanikają, stają się mniej odczuwalne, zanurzone są w pewnej pustce. Na różnych etapach trwania miłosnej relacji, zarówno uczucia jak i potrzeby seksualne, a także satysfakcja w tych potrzebach, mogą zanikać. Dzieje się tak np. w obliczu konfliktów, chorób, trudności życiowych, które przyćmiewają satysfakcję emocjonalną i przyjemność obcowania z druga osobą. Jednak życzliwość to element, który w całości zależy od wolnej woli człowieka – jest zatem tym, co małżonkowie ślubują sobie w przysiędze małżeńskiej. Zarówno bowiem  spełnienie uczuciowe, jak i zadowolenie seksualne nie mogą być przyrzekane – gdyż nie zależą do końca od dobrej woli człowieka. Jednak to co można sobie obiecać, to dozgonna troska o prawdziwe dobro drugiej osoby.

Właśnie w takiej życzliwości, która wiąże się z wysiłkiem, trudem i poświęceniem, w szczególny sposób zaobserwować można prawdę, że miłość rozwija człowieka ku większej wolności. Każda bowiem relacja miłości prędzej czy później zostanie odarta ze swego smaku doznaniowo – uczuciowego. Musi przyjść moment jakiegoś cierpienia, jakiegoś zakwestionowania własnych pragnień. Wtedy właśnie ujawnia się zdolność człowieka do przekraczania siebie, do postawy, która nie wynika z potrzeb niezależnych, czyli z „uczucia miłości”, ale wprost z samego jądra osobowej natury człowieka – z „postawy miłości” wobec drugiej osoby. Taka postawa związana jest z altruizmem, wiernością, odpowiedzialnością, zdolnością czynienia dobra, zdolnością do poświęceń – nawet do wprost niesamowitych i heroicznych czynów.Człowiek, który kocha osiąga pełnię swoich możliwości nie przez to, że robi co chce, ale właśnie przez to, że potrafi zapanować nad sobą, opowiedzieć się po stronie prawdziwych wartości, oraz dać siebie drugiej osobie w akcie miłości oblubieńczej. Pełnym więc urzeczywistnieniem ludzkiej godności, wynikającej z osobowej struktury człowieka jest wolność w czynieniu dobra dla drugiej osoby w imię miłości. Wynika stąd wniosek, że rozwój miłości ostatecznie musi wyrazić się poprzez decyzję woli, a raczej poprzez kolejne akty woli, które konsekwentnie potwierdzają raz podjętą decyzję by kochać.

 

Ojcostwo i macierzyństwo

Powołanie do miłości, oprócz relacji oblubieńczej polegającej na wzajemnym oddaniu się osób, ujawnia się także w miłości rodzicielskiej, której szczególną cechą jest troska, pomoc, opieka, odpowiedzialność za innych, szczególnie słabszych, potrzebujących i bezbronnych. Te dwa odcienie miłości istnieją obok siebie, współpracują ze sobą, potrzebują się nawzajem. Z miłości oblubieńczej wynika miłość rodzicielska – jest to jak gdyby chęć podzielenia się nadmiarem swojej miłości, niejako zaproszenie do swojej miłości innych osób, promieniowanie miłości na zewnątrz.Owocem prawdziwej miłości jest to, że chce się ona dzielić, pomnażać, ubogacać, obdarowywać, uszczęśliwiać. Prawdziwa miłość oblubieńcza nie zamyka się tylko w relacji dwojga osób. Choć ich intymność musi być zachowana, to jednak chcą się oni dzielić swoją miłością. Dlatego kochający się małżonkowie pragną dziecka. Miłość rodzicielska przeżywana jest zgodnie ze specyficznymi cechami osoby, związanymi z jej płcią – inaczej kocha mężczyzna a inaczej kobieta. Zatem zadaniami wynikającymi z miłości są ojcostwo i macierzyństwo. Każdy mężczyzna realizuje miłość w swoim życiu na sposób ojcowski, a każda kobieta na sposób macierzyński – mężczyzna jest ojcem a kobieta matką. W tych dwóch rolach spełnia się najgłębsze pragnienie, potrzeba i powołanie każdej osoby. Powołanie to wynika z wewnętrznych uwarunkowań i predyspozycji a nie z subiektywnych przekonań, ambicji i aspiracji. Istnieje ono zatem obiektywnie i realnie, choć można go w sobie zagłuszyć, można do niego nie dorosnąć lub realizować go w sposób niedojrzały i niepełny. Nie zmienia to jednak faktu, że samorealizacja, spełnienie, szczęście i harmonia życia człowieka zawiera się właśnie w realizacji podstawowego powołania każdego człowieka – do ojcostwa i macierzyństwa. Oczywiście realizacja ta nie musi dokonywać się na sposób fizyczny. Nie trzeba być ojcem i matką swoich biologicznych dzieci aby spełnić się w tej sferze. Bycie ojcem i matką, ogólnie rzecz ujmując, polega na przekazywaniu (rodzeniu) życia, w szerokim tego słowa znaczeniu. Człowiek który kocha jest płodny – jego miłość owocuje poprzez rozwój człowieczeństwa, a więc życia – w sobie samym oraz w tym, którego obdarza miłością. To życie, które się przekazuje oczywiście nie oznacza tylko istnienia fizycznego, może ono oznaczać rozmaite wartości ludzkie, także te niematerialne: „Płodność miłości małżeńskiej nie zacieśnia się tylko do fizycznego rodzenia dzieci (…) poszerza się i ubogaca wszelkimi owocami życia moralnego, duchowego i nadprzyrodzonego…” (FC 28). Owa płodność duchowa nie przynależy tylko kochającym swoje dzieci rodzicom, ale ujawnia się u każdego człowieka, który poważnie traktuje swoje powołanie do ojcostwa i macierzyństwa, oraz stara się we własnym życiu dojrzale kochać innych. Ogólnie mówiąc chodzi o przekazywanie człowieczeństwa i dbanie o jego rozwój w innych ludziach.  Długo można by wymieniać cechy miłości ojcowskiej i macierzyńskiej oraz różnice między nimi. Część z tych cech pokrywa się ze sobą. Nie ma miłości czysto ojcowskiej lub czysto macierzyńskiej. Z pewnością jednak do pełni miłości potrzebne są te dwa jej odcienie – potrzebny jest mężczyzna i kobieta, ojciec i matka, miłość ojcowska i macierzyńska. Każdy człowiek potrzebuje tych dwóch miłości – tylko wtedy rozwija się w sposób zrównoważony i prawidłowy, tylko wtedy jego rozwój zmierza ku pełni człowieczeństwa.

Aby móc dobrze realizować swoje powołanie do miłości, a więc także do bycia ojcem lub matką, trzeba przejść proces rozwoju – dorastania do miłości. Ojcostwo i macierzyństwo, w sensie ogólnym polega na ciągłym przekazywaniu życia – a więc nie tylko na pojedynczym akcie. Nie wystarczy zatem tylko raz przekazać życia (np. w sensie dosłownym, poczynając i rodząc dziecko), trzeba jeszcze wziąć za to życie odpowiedzialność. Właśnie trwała postawa odpowiedzialności za przekazane życie świadczy i dojrzałości człowieka do bycia ojcem lub matką.  Owo ciągłe przekazywanie życia oznacza trwałą  wierność i odpowiedzialną troskę o to życie. Problem pojawia się wtedy gdy człowiek, który nie dorósł do takiej postawy, a więc do zdolności dawania siebie i brania odpowiedzialności za życie innych, bierze na siebie role rodzicielskie. W takich przypadkach zdarza się, że wykorzystuje on powierzonych sobie ludzi w celu zaspokojenia tylko własnych, egoistycznych potrzeb. Jego serce bowiem nie przeszło jeszcze od postawy dziecka, które przyjmuje miłość, do postawy rodzica, który miłość daje. W dzisiejszych czasach obserwujemy wiele przykładów, w których rodzicielstwo traktowane jest w sposób roszczeniowy – mówi się o prawie do posiadania dzieci i żąda się spełnienia tego o prawa, nawet z pogwałceniem norm moralnych i prawa naturalnego. W takim podejściu na pierwszy plan wysuwają się pragnienia i potrzeby potencjalnych rodziców, w odstawkę natomiast idą prawa i dobro dzieci. Nie jest to zatem miłość, lecz usankcjonowany prawnie, kulturowo i społecznie egoizm, który ma tragiczne konsekwencje w późniejszym życiu dzieci.

 

Miłość – droga ku pełni

Aby osiągnąć pełnię miłości, trzeba przejść długą drogę dorastania. Wiąże się ona z oczyszczeniem miłości z egoizmu i podkreśleniem jej odcienia altruistycznego: „Konieczne jest oczyszczenie, dojrzewanie, które osiąga się na drodze wyrzeczenia” powie Benedykt XVI w encyklice Deus Caritas Est (nr. 5). Jak już wcześniej zostało powiedziane owo oczyszczenie nie polega na wyeliminowaniu własnych pragnień, ale na zintegrowaniu ich w jedną, spójną postawę miłości, która jest upodobaniem w drugiej osobie. Szczególnym sposobem na taką integrację, czyli oczyszczenie miłości, jest przebaczenie. Ponieważ każdy człowiek gdy zaczyna kochać jest egoistą, prędzej czy później w relacji, którą tworzy musi dojść do sytuacji pewnego konfliktu. Podziały i konflikty międzyludzkie często wynikają nie tyle z obiektywnych krzywd zadanych przez druga osobę, co po prostu z konfrontacji egoizmów osób tworzących więź. W sytuacji gdy po pewnym czasie trwania relacji korzyści, które dostarcza druga strona (np. doznaniowo – emocjonalne) powszednieją i przestają wystarczać, aby dalej kochać trzeba podjąć wysiłek zaakceptowania jej na nowym, głębszym poziomie. Wtedy odsłaniają się bowiem jej wady, a raczej człowiek zaczyna odczuwać, że coś czego wcześniej nie zauważał, teraz mu przeszkadza. W takiej sytuacji nie należy widzieć jedynie kryzysu miłości – trzeba ją postrzegać jako okazję do głębszego umiłowania poprzez przebaczenie. Bowiem właśnie przebaczenie, będące decyzją, związane z wysiłkiem odbudowania relacji, jest wspaniałym sposobem „przechodzenia” na wyższe poziomy miłości i jedności. Niestety wielu ludzi nie próbuje nawet podjąć tego wysiłku. W obliczu „wypalenia uczuciowego”, przy niemal pierwszej okazji odchodzą, rozwodzą się, porzucają wcześniejsze deklaracje. Nie wiedzą oni, że w tym co postrzegali jako koniec miłości, paradoksalnie kryje się okazja jeszcze głębszego kochania, jeszcze wspanialszej relacji. Nie rozumieją, że są zaproszeni do pójścia w głąb. Ta droga wiąże się z trudem i wyrzeczeniem, ale w ostateczności przynosi o wiele większe owoce prawdziwego szczęścia i spełnienia niż życie tylko na poziomie doraźnej satysfakcji uczuciowej. Przebaczenie jest zatem podstawowym narzędziem rozwoju miłości, a kryzys relacji może okazać się najbardziej dynamicznym etapem jej wzrostu.

Droga wzrostu, rozwoju i oczyszczenia miłości jest drogą na całe życie. Miłość, która się rozwija, nie przestając być erosem, staje się coraz bardziej miłością agape: „(…) ten termin wyraża doświadczenie miłości, która teraz staje się naprawdę odkryciem drugiego człowieka, przezwyciężając charakter egoistyczny, który wcześniej był wyraźnie dominujący. Teraz miłość staje się troską o człowieka i posługą dla drugiego. Nie szuka już samej siebie, zanurzenia w upojeniu szczęściem, poszukuje dobra osoby ukochanej, staje się wyrzeczeniem, jest gotowa do poświęceń, co więcej, poszukuje ich” (Deus Caritas Est  6). Takiej miłości nie osiąga się szybko, nie trzeba się więc zniechęcać, odkrywszy w sobie pokłady egoizmu i braku bezinteresowności. Jak powiedziano wcześniej chodzi o to, aby starać się zachowywać wszystkie elementy prawdziwej miłości, oraz tak je przeżywać i wyrażać, aby jedne nie zagłuszyły innych. Trzeba iść drogą rozwoju i oczyszczenia poprzez kolejne etapy miłości, aż dojdzie się do miłości doskonałej. Ta pełnia miłości, jak mówi wiara chrześcijańska, urzeczywistni się w przyszłym życiu – w niebie. Dlatego też każda droga duchowa, jak widać to choćby u świętych i mistyków Kościoła, polega na stopniowym oczyszczaniu miłości do Boga z własnych pragnień, planów, egoizmu i wyrachowania. Co ciekawe i fascynujące w chrześcijaństwie, żaden z tych  ludzi, którzy poszli drogą tak radykalnego oddania się Bogu, nie był nieszczęśliwy, ani pozbawiony jakiś istotnych wartości życiowych. Przeciwnie, poprzez stopniowe doskonalenie się w miłości, osiągali oni pełnię rozwoju i szczęścia, umierali jako ludzie szczęśliwi, całkowicie spełnieni życiowo i pełni nadziei. Wiedzieli bowiem, że to czego najbardziej oczekują w życiu doczesnym i wiecznym, co jest najgłębszym pragnieniem ich serca, to właśnie doskonała miłość. Odkryli oni, że być szczęśliwym to nic innego jak kochać i być kochanym.

 

Mateusz Włodarczyk


Podobne artykuły: