Kategorie artykułów

Sakrament małżeństwa (37)
Celebracja aktu małżeńskiego (45)
Miłość ludzka w planie Boga (69)
Czystość przedmałżeńska (15)
Płodność i planowanie dzieci (36)
Początek życia ludzkiego (10)
Wychowanie seksualne dzieci (10)
Orgazm (18)
Inicjacja, gra wstępna (33)
Ciąża i diagnostyka prenatalna (12)
Leczenie niepłodności (11)
Wstrzemięźliwość seksualna (42)
Poronienie (4)
Menopauza (5)
Choroby, trudne sytuacje (67)
Masturbacja (15)
Pornografia (13)
Seksoholizm (9)
Środki antykoncepcyjne (29)
In vitro (11)
Syndrom poaborcyjny (7)
Modlitwy małżeńskie (6)
Pożądliwość serca (54)
Podejście do grzechów seksualnych (57)
Historia i nowoczesność (35)
Stereotypy (51)
Zdrada (11)
Historie z życia (43)
O nas Kontakt

WESPRZYJ NAS

Napięcia seksualne szansą spotkania z Bogiem

Współczesna psychoanaliza uświadomiła nam, jakie żądze drzemią w głębiach człowieka. Ukazując grę, często nieuświadomionych instynktów, lęków, napięć i potrzeb psychicznych, nauczyła patrzeć podejrzliwie na człowieka, nawet na jego najbardziej piękne i wzniosłe stany ducha. Tym samym próbuje nas przekonać o nieumiejętności i niezdolności kochania.

Takie podejście różni się od podejścia Ewangelii. Choć ukazuje ona podobnie jak psychoanaliza wnętrze człowieka jako przyczynę zła i grzechu (Mt 15,19-20), to jednak prowadzi o wiele dalej w nie odkryte przez psychoanalizę głębiny ludzkiego ducha. Grzeszność, którą Chrystus ukazuje człowiekowi, nie jest ostatnim słowem wypowiedzianym o prawdzie ludzkiego życia.

W głębi serca człowieka Jezus Chrystus znajduje nie tylko grzech, ale gotowość do przyjęcia daru nowego sensu życia ludzkiego, nowego sensu miłości i nowego sensu ciała. „Ów sens ciała jest poniekąd antytezą freudowskiego . Ów sens życia – antytezą hermeneutyki podejrzeń”1. Dlatego nauka Jezusa przedstawia inną wizję ludzkiej miłości, która dla psychoanalityków wydaje się niemożliwa do zrealizowania. Ewangelia dąży do tego, aby człowiek „nie poczuł się właśnie w swoim nieodwracalnie oskarżony i skazany na pożądliwość ciała, ale aby poczuł się w tymże sercu skutecznie wezwany. Wezwany właśnie do tej najwyższej wartości, jaką jest miłość. (…) Wezwany w osobowej prawdzie swego człowieczeństwa, a więc również w prawdzie swej męskości i kobiecości, w prawdzie swego ciała. W prawdzie, która jest (…) głębszym dziedzictwem jego serca niż dziedzictwo grzeszności”2.

Ostatnie słowo należy do Jezusa Chrystusa. Nie ma więc takiej sytuacji grzechu w życiu człowieka, która nie mogłaby zostać uzdrowiona przez Boga. Zrozumienie tego elementu chrześcijańskiego orędzia ma wielkie znaczenie dla ludzi, którzy dostrzegają nieład swojego życia seksualnego. Bardzo często właśnie grzechy seksualne, jak żadne inne, burzą spokój sumienia, rodzą cierpienie psychiczne, wprowadzają człowieka w stan winy i poczucie oddalenia od Boga. Człowiek, zarówno na duszy jak i na ciele, czuje się brudny, nieczysty. W swoim subiektywnym przeświadczeniu znajduje się w oddaleniu od tego, co czyste i święte. W takiej egzystencjalnej sytuacji jest bardzo ciężko uwierzyć, że nadal można spotkać się z Bogiem. Ewangelia zapewnia, że żaden grzech seksualny nie przekreśla człowieka w oczach Bożych. Grzech, choć w danej chwili jest odwróceniem się od Boga, za chwilę może stać się szansą głębokiego nawrócenia i spotkania z Nim.

Bardzo często okazuje się, że człowiek, który zgrzeszył, jest szczególnie predysponowany, właśnie jako grzesznik, na przyjęcie Dobrej Nowiny – Ewangelii. Gdy potrafi stanąć przed Bogiem, wyznając grzech, Bóg obdarza go swoją miłością i przebaczeniem. Pismo Święte zna wiele takich przykładów. Król Dawid, gdy popełnił grzech cudzołóstwa z Betszebą, zdobył się na wielką pokorę, która znalazła uznanie w oczach Boga. Magdalenie przebaczył liczne grzechy. Nawrócona kochała gorąco Jezusa. Doświadczenie upadku i winy uświadomiło jej wielkość Bożego miłosierdzia. Tylko w chrześcijaństwie istnieje pojęcie błogosławionej winy, która upadek grzechu przemienia w gorącą miłość do Boga. Dlatego fenomenem Ewangelii jest myśl, że na każdy, nawet najgorszy grzech można, a nawet trzeba patrzeć z nadzieją i dostrzec w nim szansę poddania się osądowi Bożego miłosierdzia.

Małżonkowie bardzo szybko poznają słabość swojej sfery seksualnej. Trudno jest im zaakceptować i przyjąć, że obszary, w których ujawnia się ich ludzka słabość, są obszarami szczególnej troski i ingerencji Boga. Trudno jest im przyjąć, że ich seksualność należy do takich wyjątkowych obszarów uprzywilejowanego spotkania z Bogiem, właśnie dlatego, że tam bardzo często człowiek odkrywa nie swoją moc i doskonałość, ale słabość i zdolność do grzechu. Skonfrontowany z własną słabością człowiek ma szansę odkryć, że do tej pory w małżeństwie szukał przede wszystkim siebie, spełnienia osobistych, najczęściej nierealistycznych oczekiwań.

Marta Zbieroń, Last God Wish

Słabości nie należy utożsamiać z grzechem. Słabość nie jest grzechem, może jednak łatwo prowadzić do niego. Człowiek słusznie wyczuwa, że pojawienie się świętości oznacza zniknięcie grzechu. Jednak błędnie uważa, że miłość Boga wyzwoli go od poczucia słabości, napadu pokus i ingerencji zła. Życie małżonków zawsze będzie związane z tym doświadczeniem. W swoim życiu będą toczyć walkę duchową. Ponieważ grzechy najczęściej pojawiają się tam, gdzie człowiek czuje się słaby, należy nauczyć się żyć ze swoją słabością. Umieć dostrzec w niej szansę spotkania z Bogiem. Dlatego tak ważne jest, aby uzmysłowić sobie, że moc Boża nie działa tylko wśród cnót, ale także i wśród słabości i pokus. Łaska nie zaszczepia się tylko na ludzkiej sile czy cnocie, ale także na słabości. Gdy się to zrozumie, łatwiej jest zaakceptować obszary, w których ujawnia się słabość, w których szczególnie doświadcza się pokus.

Doświadczenie pokazuje, że najtrudniej jest odsłonić te sfery psychiki, w których odczuwa się ból, czuje się zranionym, często niegodnym, brudnym i złym. Człowiek życzy sobie, aby wstydliwe płaszczyzny jego osobowości pozostały nietknięte, ukryte, zapomniane. Nie potrafi wyobrazić sobie, że są to właśnie miejsca, w których Bóg chce się spotkać z nami. Nie należy więc uciekać od swoich problemów seksualnych i związanych z nimi lęków, wstydu i pokus, ale „nauczyć się życia w słabości, tyle tylko, że uzbrojeni w głęboką wiarę; musimy nauczyć się nastawienia na własną słabość, a równocześnie uzależnienia od Bożego miłosierdzia. Jak uczy św. Paweł: (2 Kor 12,9-10). Jedynie w naszej słabości stajemy się wrażliwi na miłość Boga i Jego moc. Uznanie, że się jest narażonym na pokusy i słabym – oto jedyna droga prowadząca do kontaktu z łaską i do spełnienia cudu Bożego miłosierdzia”3. Gdy człowiek nauczy się stawać przed Bogiem ze swoją słabością, dopiero wtedy może odkryć w sobie obecność Ducha Świętego, który porządkuje serce, oczyszcza, harmonizuje i przemienia.
Proces uzdrowienia miłości małżeńskiej domaga się, by człowiek odważnie skonfrontował się ze swoją rzeczywistością, aby zaakceptował także charakteryzującą go witalność i seksualność. Wiara czyni człowieka zdolnym do przyjścia do Boga razem ze swoimi grzechami. Chrześcijanin widzi i czuje się grzesznikiem, ale to poczucie jest przesiąknięte przeświadczeniem o bliskości Boga, o przyjaźni i zażyłości z Nim. Dar zbawienia niesie z sobą świadomość obecności kochającego Boga. Dzięki niemu człowiek odzyskuje poczucie, że jest na zawsze – pomimo swoich grzechów – bezwarunkowo kochany przez kogoś najważniejszego, przez samego Boga.

Bóg ukazuje człowiekowi popełnione zło, nie potępiając go przy tym. Poruszając ludzkie sumienie i ujawniając grzech, zapewnia równocześnie o swojej ogromnej miłości. Nie aprobując grzechu, bezgranicznie akceptuje człowieka. Jeżeli chcemy obudzić w grzeszniku postawę nawrócenia, na której łaska Boża może się oprzeć, nie możemy go w żaden sposób potępić. Akceptacja winowajcy wraz z jego problemami i występkami daje mu szansę dostrzec zaczyn łaski, który rodzi się w jego sercu. Tylko w takiej atmosferze będzie zdolny do odważnej analizy swojej sytuacji i tylko wtedy może odkryć obecność Bożej miłości. Atmosfera akceptacji jest szczególnie ważna, gdy dotykamy sfery seksualnej. Akceptacja, która jest odbiciem miłości Boga, wpływa decydująco na to, czy człowiek podda swoją seksualność wpływowi Boga i dzięki temu będzie ona tak kształtowana, aby uszczęśliwiać jego życie, czy też zostanie potępiona i w konsekwencji nie tylko nie zaakceptowana, ale i oderwana od miłości Boga. Wtedy może się coraz bardziej deformować, będzie rodzić cierpienie i krzywdę.

Bóg działa w sposób subtelny i delikatny, w niczym nie naruszając wolności człowieka. Dlatego trzeba pewnego wysiłku, aby usłyszeć w głębi swojego serca Boże wezwanie. „Bóg nigdy nie wywołuje presji moralnej w nas samych. Swoim oddziaływaniem Bóg jedynie przyciąga nas ku swojemu Sercu. Jako stworzenia posiadające wolną wolę samodzielnie podejmujemy decyzje, a wszelka presja moralna związana jest z naszymi domysłami, obawami i naciskiem świata zewnętrznego. Bóg, który narzuca nam imperatyw kategoryczny, nie jest Bogiem miłości, ale Bogiem strachu. Z tym właśnie obrazem Boga zetknął się Freud, skądinąd ateista. Jego myśl naukowa przeszła więc przez pryzmat fałszywej koncepcji wiary, gdyż tak znaczne odstępstwo od prawdy mogło mieć tylko żałosny wpływ na życie moralne i uczuciowe ludzi jego czasów”4.


1 Jan Paweł II, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Chrystus odwołuje się do serca, s. 82.
2 Tamże, s. 82-83.
3 A. Louf, W rytmie łaski, Warszawa 1997, s. 54.
4 P. Madre, Boża miłość a dar uwalniania, Kraków 1997, s. 60.


Podobne artykuły: