Kategorie artykułów

Sakrament małżeństwa (37)
Celebracja aktu małżeńskiego (46)
Miłość ludzka w planie Boga (69)
Czystość przedmałżeńska (15)
Płodność i planowanie dzieci (36)
Początek życia ludzkiego (10)
Wychowanie seksualne dzieci (10)
Orgazm (18)
Inicjacja, gra wstępna (33)
Ciąża i diagnostyka prenatalna (12)
Leczenie niepłodności (11)
Wstrzemięźliwość seksualna (42)
Poronienie (4)
Menopauza (5)
Choroby, trudne sytuacje (68)
Masturbacja (15)
Pornografia (13)
Seksoholizm (9)
Środki antykoncepcyjne (29)
In vitro (11)
Syndrom poaborcyjny (7)
Modlitwy małżeńskie (6)
Pożądliwość serca (54)
Podejście do grzechów seksualnych (58)
Historia i nowoczesność (35)
Stereotypy (51)
Zdrada (11)
Historie z życia (43)
O nas Kontakt

WESPRZYJ NAS

Gdy jeden z małżonków nie chce współżyć zgodnie z cyklem płodności – różnice w podejściu do wartości moralnych

Gdy jeden z małżonków nie chce współżyć zgodnie z cyklem płodności – różnice w podejściu do wartości moralnych

Więź małżeńska kształtuje się w napięciu między bliskością a oddaleniem, między symbiozą a odrębnością, między oddaniem się drugiej osobie a realizowaniem swoich potrzeb, między dawaniem się a braniem od drugiej osoby.  

Między tymi różnicami powinna panować równowaga wypracowana przez samych małżonków, czyli oboje zgadzają się na aktualną proporcję bliskości i oddalenia wzajemnego dawania się drugiej osobie i brania od niej czego się potrzebuje, życia dla drugiej osoby a życia dla siebie. 

Gdy proporcje te przestaną być satysfakcjonujące, a więc któraś strona będzie uważała, że jest nadmiernie przytłoczona bliskością i obecnością drugiej osoby albo opuszczona i samotna, albo zobaczy, że jej dawanie się jest jej jednostronnym wysiłkiem budowania relacji, albo poczuje się nadmiernie brana  przez drugą osobę, zaczyna się czuć wykorzystywana, oszukiwana, odrzucona, samotna, niekochana. Kryzys oznacza załamanie się dotychczasowej relacji i konieczność wypracowania nowego modus vivendi, czyli sposobu ułożenia wzajemnych relacji umożliwiający współżycie ludzi o odmiennych poglądach, interesach, oczekiwaniach, potrzebach.  

Te dwie osoby, mąż i żona, są osobnymi ludźmi, mającymi swoją autonomię, suwerenność. Jako odrębni od siebie, decydują się żyć razem i układają sobie relację, cedując część swojej suwerenności dając drugiej stronie prawo do wchodzenia w swoje życie. Dzieje się to wszystko w wyżej opisanej dynamice. Odrębność i wola przybliżania się do siebie, aby zbudować relację, zakłada wzajemną wolność wyboru. Każda osoba ma prawo zachować ustaloną przez siebie granicę albo też pozwolić przekroczyć ją drugiej osobie (jestem zmęczony/a i odmawiam współżycia, ale też mogę pozwolić na jego rozpoczęcie). W spektrum między bliskością i oddaleniem odrębnością i symbiozą, jedni będą godzili się na więcej, inni na mniej dysponowania sobą. Każda z osób dorasta do świadomości, że może decydować, może dawać drugiej osobie tyle ile jest gotowa i przyjmować od niej to co ona daje, ale też i brać od niej, tyle ile sama potrzebuje i na ile pozwoli druga osoba. W ten sposób kształtuje się relacja między nimi. Jest w niej zagrożenie konfliktu i oddalenia się od siebie, a nawet zerwania więzi, ale też wielka szansa zbliżenia, oddania się sobie, czucia się kochanym/ą, dojrzewania do coraz bardziej satysfakcjonującej i autentycznej więzi. 

Opisaną dynamikę trzeba zrozumieć, aby umieć przyjąć i rozwiązywać różnice jakie pojawią się w podejściu do życia seksualnego. Bardzo często jedna strona w małżeństwie nie chce współżyć zgodnie z rytmem płodności. Może nie chcieć zachowywać wstrzemięźliwości w okresie płodnym albo w ogóle odrzuca stosowanie MRP (metod rozpoznawania płodności) na korzyść antykoncepcji. Nie wnikając w złożoność problemów małżeńskich będących u źródła takiej postawy, różnica w podejściu do życia seksualnego powoduje konflikt moralny, a więc dotyczący wyznawanych wartości.

W takich sytuacjach twarde opowiadanie się za wstrzemięźliwością seksualną ze strony małżonka chcącego żyć zgodnie z wartościami odkrytymi w Kościele, jak i upieranie się przy antykoncepcji przez stronę nie szanującą tych wartości, jest szkodliwą radykalizacją własnego stanowiska. Nie chodzi o normatywne pozwolenie Kościoła na nie nieuporządkowane moralnie zachowanie, bo to by oznaczało rozstrzygnięcie wolno-nie wolno, nakazane-zakazane, ale o znalezienie się pary w dynamicznym procesie wspólnego dojrzewania, w którym każda strona określa swoją odrębność seksualną a zarazem troszczy się o utrzymanie relacji seksualnej ze współmałżonkiem. Jak się ukształtuje ta relacja w spektrum wspomnianego dynamizmu nie możemy ani odgórnie ustalić, ani przewidzieć. 

Granica absolutnej odnowy relacji seksualnej przebiega tam gdzie pojawiają się środki wczesnoporonne, do których zaliczamy spiralę wewnątrzmaciczną jak i antykoncepcję hormonalną (o czym mało kto wie). Reszta zachowań seksualnych  podlega negocjacji co nie znaczy, że trzeba się na nie zawsze zgadzać. Osoba wierząca, która chce żyć zgodnie z nauką Kościoła nie musi wyrzekać się swoich poglądów na temat życia seksualnego. Gdyby to zrobiła weszłaby w niezdrową symbiozę ze współmałżonkiem, zatracając swoją odrębność i tożsamość. Ma prawo być wierną sobie i dlatego, gdy już jest świadoma swojej suwerenności nie proponuje seksu, który jej nie odpowiada. Może się jednak na niego zgodzić, gdy uzna to za słuszne. Każda strona korzysta ze swojej wolności. W małżeństwie, żyjącym w dużej bliskości, jedna osoba wchodzi w przestrzeń drugiej, biorąc coś co jest dla niej ważne, ale też może pozwolić, aby kochana osoba wzięła od niej coś co jest ważne dla niej. Małżonkowie ulegają swoim oczekiwaniom pomimo tego, że nie zawsze się z nimi zgadzają, nie mają czasu dla siebie, ochoty czy nastroju, aby zajmować się potrzebami drugiej osoby. Takie podejście dotyczy zarówno decyzji wspólnego sprzątania domu, wspólnych zakupów jak i życia seksualnego. Sfer, odnośnie których małżonkowie mają często odmienne oczekiwania.  

Taka dynamika więzi małżeńskiej sprawia, że jeden z małżonków będzie chciał aktywności seksualnej, która będzie naruszała wrażliwość moralną drugiego. Małżonek, który z racji moralnych nie chce np. systematycznego rozbudzania się do orgazmu bez współżycia seksualnego, nie odpowiada mu stosunek przerywany czy używanie prezerwatywy, może się na te formy współżycia zgodzić ze względu na oczekiwania współmałżonka. Na jego prośbę pozwala mu zadysponować sobą, daje mu siebie, swoje ciało. Trzeba jednak pamiętać, dynamika więzi działa także w drugą stronę. Tak jak małżonek może dostać to co chce, tak też drugi małżonek może w tym czasie chcieć czegoś innego niż seks i tak samo oczekiwać, że współmałżonek spełni jego wolę. Dostrzeżenie obopólnego prawa do dysponowania swoją wolnością, jest kwestią kluczową dla zrozumienia rozstrzygnięć moralnych w takich sytuacjach. Małżonkowie mogą więc korzystać ze swojej wolności w dwojaki sposób: jedna strona może dążyć do seksu w formie jaka drugiej stronie nie odpowiada albo podporządkować się jej preferencjom. Druga strona może odmówić tego czego nie chce albo zgodzić się na oczekiwania małżonka, które osobiście jej nieodpowiadają. Jaką decyzję małżonkowie podejmą zależy od wypadkowej dwóch czynników: zdolności do dania o siebie w wolności bez poczucia tracenia siebie, jak i zdolności do dobrowolnego dawania się drugiej osobie i racjonalnego odpowiadania na jej oczekiwania. Na ile potrafią być świadomi swojej odrębności co sprzyja asertywności i zarazem na ile potrafią ulegać współmałżonkowi nie tracąc swojej tożsamości. Wymaga to dojrzałości. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć normatywnie jaką decyzję ma podjąć strona chcąca żyć wartościami ukazywanymi jej przez Kościół. Jej decyzja zależy od tego jak odbierze oczekiwania współmałżonka i na ile będzie gotowa spełnić te oczekiwania. Dlatego musi zostać wolna. Może się zgodzić albo może odmówić. Magisterium Kościoła daje małżonkom taką wolność podając trzy warunki, które sprawiają, że podjęcie nieuporządkowanych moralnie aktywności seksualnych nie będzie obciążało sumienia, a równocześnie pozwoli małżonkowi odnoszącemu się do wartości związanych z wiarą, balansować między utrzymaniem więzi seksualnej ze współmałżonkiem i zachowaniem swojej chrześcijańskiej tożsamość.     

Wspomniane warunki są następujące: 1) działanie małżonka współdziałającego nie jest samo w sobie niegodziwe; 2) istnieją proporcjonalnie poważne motywy dla podjęcia współdziałania w grzechu współmałżonka; 3) próbuje się pomóc współmałżonkowi (cierpliwie, przez modlitwę, z miłością, przez dialog, niekoniecznie w tym momencie ani przy każdej sposobności) aby zaprzestał takiego postępowania. 

Założenia jakie im przeświecają zostały już omówione. Pierwszy warunek chroni tożsamość chrześcijanina, który ma prawo się określić i żyć tak jak on chce, korzystać ze swojej wolności wyboru i nie wyrzekać się swoich poglądów. Trudno więc, aby chciał proponować sposób życia sprzeczny z jego wartościami. Inicjatywa nieuporządkowanego moralnie współżycia będzie więc wychodzić od drugiej strony, która swoją propozycję opiera na swoich przekonaniach, wrażliwości moralnej czy jedynie potrzebach seksualnych. Jej propozycja może zostać, ale nie musi, przyjęta. Małżonek reprezentujący wrażliwość katolicką nie musi w sferze seksualnej wszystko stawiać na ostrzu noża – albo zaakceptujesz moje poglądy, wartości i zasady życia, albo nie będzie współżycia. Gdyby tak miał myśleć, to w wielu przypadkach współżycia seksualnego nie byłoby przez wiele lat.  

Można się zgodzić na nieuporządkowane moralnie współżycie seksualne, gdy uzna się, że motywy jego podjęcia są proporcjonalnie poważne. Takie kryterium stoi na straży własnej tożsamości. Zgadzanie się zawsze wbrew swojej woli na seks pod dyktando współmałżonka byłoby wyrazem niebezpiecznej symbiozy z nim, przesadnej uległości i zależności od niego, a tym samym zgodą na dominację i  brak równości w małżeństwie. Ten drugi warunek chroni przed taką postawą. Małżonek świadomy swego katolicyzmu (tak go tym razem nazwiemy) decyduje samodzielnie czy zgodzić się na propozycję współmałżonka. To on ocenia, według swojego subiektywnego przeświadczenia czy według niego motywy za podjęciem współżycia są wystarczająco poważne. Żona może uznać, że mąż już dłużej nie wytrzyma bez współżycia albo że jest zmęczona jego nieustającymi prośbami o podjęcie aktu seksualnego. A może nie chce mu kolejny raz odmawiać widząc jak bardzo mu zależy. To ona waży racje za odmową i za zgodą i wybiera takie rozwiązanie jakie wyda jej się w danej sytuacji najbardziej korzystne dla niej, dla męża, dla małżeństwa. Ten powód nie musi być jakoś strasznie poważny ( np. boję się, że mnie zdradzi czy zacznie bić). Nie rozpatrujemy tu sytuacji patologicznej, gdzie zgoda dokonuje się w wyniku lęku przed agresorem, jakąś osobą prymitywną i tym samym niebezpieczną. Każde małżeństwo, nawet najbardziej się kochające, ma swoje problemy w relacji seksualnej, a wiele z nich ma związek z życiem seksualnym. Nie traktujemy więc różnic w tej sferze jako czegoś wyjątkowego i dramatycznego. Małżonkowie się kochają, szanują, nie chcą się krzywdzić, mają dobrą wolę, ale też swoje poglądy i swoje trudności. 

Trzeci warunek jest związany z dwoma poprzednimi. Jest rzeczą naturalną, że małżonkowi, któremu zależy na bardziej dojrzałej relacji, równowadze w dawaniu i braniu, w równowadze między odrębnością a bliskością, chce równości w małżeństwie, będzie dążył do tego co jest dla niego wartościowe. Jeżeli uważa, że współmałżonek ma problemy ze swoją seksualnością, to chce mu pomóc bardziej dojrzale przeżywać tę sferę życia. Dlatego podejmując temat współżycia seksualnego chce wprowadzić współmałżonka w świat swoich wartości, co wiąże się w pewnym stopniu z koniecznością jego edukacji. Wolny i rozumny człowiek, który ma określony światopogląd, chce żyć zgodnie z nim. Aby życie wartościami w sferze seksualnej było możliwe trzeba, aby osoba najbliższa podzielała te wartości, a przynajmniej była w stanie zaakceptować ich praktyczne konsekwencje, np. godziła się na ograniczenie współżycia seksualnego poprzez rezygnację z niego w fazie płodnej. Roztropność podpowie czas i miejsce rozmów o wspólnym życiu. Czasami niezrozumienie jest tak duże, że nie ma sensu ciągle rozmawiać. Zostaje modlitwa i czekanie aż coś się podzieje w życiu małżeńskim co pozwoli zbliżyć się duchowo do siebie. 

Jeżeli wymienione trzy warunki są spełnione, wówczas osoba pozwalająca na naruszenie jej porządku wartości, nie ma grzechu pomimo podjęcia obiektywnie nieuporządkowanego współżycia seksualnego. W praktyce oznacza to, że nie musi się spowiadać z takiego współżycia i może po nim chodzić do komunii świętej. Może z czystym sumieniem cieszyć się bliskością współmałżonka, angażować się bez oporu we współżycie, kochać i czuć się kochana. 

Kościół ma świadomość, że w sferze seksualnej, ale też i w innych obszarach więzi, małżonkowie różnią się poglądami, sposobem przeżywania, mają inną wrażliwość moralną. Ich zadaniem jest razem dorastać do dojrzałości. Pomimo różnic, powinni pomagać sobie, rozmawiać ze sobą, dbać o współżycie seksualne. Sfera seksualna silne powiązana z emocjami i ludzką biochemią generalnie sprawia trudność człowiekowi. Nadanie aktywności seksualnej głębszej interpretacji dokonuje się często po wielu latach, gdy udaje się ją zintegrować z wyższymi wartościami i uczuciami.  

br.Ksawery Knotz

Inne przypadki sytuacji, gdy sposób życia chrześcijańskiego wyrażony w normie moralna nie jest możliwy do zachowania znajdziecie w kursie online www.kursy.szansasspotkania.pl 


Podobne artykuły: