Kategorie artykułów

Sakrament małżeństwa (37)
Celebracja aktu małżeńskiego (45)
Miłość ludzka w planie Boga (69)
Czystość przedmałżeńska (15)
Płodność i planowanie dzieci (36)
Początek życia ludzkiego (10)
Wychowanie seksualne dzieci (10)
Orgazm (18)
Inicjacja, gra wstępna (33)
Ciąża i diagnostyka prenatalna (12)
Leczenie niepłodności (11)
Wstrzemięźliwość seksualna (42)
Poronienie (4)
Menopauza (5)
Choroby, trudne sytuacje (67)
Masturbacja (15)
Pornografia (13)
Seksoholizm (9)
Środki antykoncepcyjne (29)
In vitro (11)
Syndrom poaborcyjny (7)
Modlitwy małżeńskie (6)
Pożądliwość serca (54)
Podejście do grzechów seksualnych (57)
Historia i nowoczesność (35)
Stereotypy (51)
Zdrada (11)
Historie z życia (43)
O nas Kontakt

WESPRZYJ NAS

Ile dzieci powinien mieć katolik?

Ile dzieci powinien mieć katolik?

Decyzję odnośnie ilości dzieci mogą podjąć tylko sami małżonkowie. Kościół nie ingeruje w tę sferę życia pozostawiając decyzję indywidualnemu rozeznaniu każdej pary małżeńskiej. Nie ma jakiegoś katolickiego modelu dzietności, np. 2+2 albo 2+3 czy może 2+6.

 

Zindywidualizowane podejście Kościoła do każdego małżeństwa i rodziny pozwala uznać, że w jednej rodzinie jedno lub dwoje dzieci stanowi maksimum jej możliwości, w innej ośmioro czy dziesięcioro może znaleźć odpowiednie warunki dla ich rozwoju.
Nadużyciem jest zarówno wskazywanie małżonkom na konieczność urodzenia przez nich większej ilości dzieci, jak i tworzenie presji, aby ograniczyli ich liczbę. Tę presję na różny sposób może wytwarzać ginekolog, kapłan, rodzice małżonków, pracodawca, środowisko pracy…  Presja na rodziców zabierająca im wolność rodzi silne lęki i blokady, które źle się odbijają na relacji między małżonkami i powodują perturbacje w życiu seksualnym.

Zadaniem Kościoła jest towarzyszyć małżonkom na drodze ich życia. Dostarczać im światła: odpowiedniej wiedzy teologicznej, psychologicznej, pedagogicznej, medycznej, itp., aby mogli zobiektywizować i zweryfikować swoje poglądy i odczucia i w konsekwencji podjąć jak najlepszą dla nich decyzję.

 

Wybór czasu współżycia seksualnego

Przez całe wieki było oczywiste, że zbliżenie seksualne pociąga za sobą poczęcie i urodzenie dziecka. Małżonkowie podejmując współżycie z góry decydowali się na taki rozwój wydarzeń. Dlatego, gdy mówiono, że akt seksualny w naturalny sposób zmierza do prokreacji nikt takiego stwierdzenia nie kwestionował. Dzisiaj gdy wiemy, że kobieta jest cyklicznie płodna wiemy też, że gdy małżonkowie podejmą współżycie w okresie niepłodnym ich akt  seksualny nie będzie zmierzać do poczęcia dziecka. Nie chodzi bowiem o to, aby akt seksualny zawsze bezpośrednio zmierzał do poczęcia dziecka (był aktem prokreacyjnym w pełnym tego słowa znaczeniu), ale aby jego odbycie nie było związane z działaniami przeciwko płodności ludzkiego ciała. Nie ingerowało w procesy zachodzące w ciele kobiety lub mężczyzny.

Gdy małżonkowie decydują się urodzić dziecko i współżyją w czasie płodnym wchodzą jakby na górski szczyt, z którego rozpościerają się najpiękniejsze widoki – z łatwością, bez lęku obdarowują się radością i miłością. Gdy z ważnych dla siebie racji z poczęcia dziecka rezygnują schodzą z tego szczytu w dolinę – współżyją w czasie niepłodnym. W dolinie jest cicho i bezpiecznie, ale nie ma już tak pięknych widoków. Gdy małżonkowie rozbijają obóz pod szczytem to i tak wokół niego krążą swoimi myślami. Szczyt płodności w cyklu jest zawsze punktem odniesienia dla każdej decyzji dotyczącej podjęcia lub zaniechania współżycia seksualnego, urodzenia dziecka lub odłożenia tego czasu. Katalizatorem najbardziej wzniosłych przeżyć, jak i przytłaczających lęków. Można też powiedzieć, że czas płodności w cyklu jest energetyczną bramą życia, wokół której koncentrują się myśli, uczucia i decyzje człowieka  związane z budowaniem relacji między mężczyzną a kobietą.

Jeżeli czas płodny jest naturalnym czasem odniesienia (dlatego wszyscy zadają sobie sprawę, że współżycie seksualne jest związane z prokreacją), to małżonkowie schodząc ze szczytu powinni współżyć ze świadomością, że przesunięcie współżycia na okres niepłodny nie należy traktować jako rozwiązanie ostateczne. Z ważnych dla nich racji odkładają poczęcie kolejnego dziecka na jakiś czas, nawet bliżej nieokreślony, ale jest to zawsze odłożenie decyzji sformułowanej pozytywnie – urodzenia dziecka. Gdy wchodzą w taką logikę myślenia pielęgnują w sobie fundamentalną ludzką wrażliwość – pełne szacunku myślenie o każdym bez wyjątku dziecku, tym już urodzonym i tym, które się może w każdej chwili narodzić.

Decyzja odłożenia poczęcia, utrudniająca małżonkom w jakimś stopniu życie seksualne, musi być porządnie uzasadniona. Trudności w podjęciu współżycia, które się pojawiają w okresie niepłodnym ciągle przypominają o potrzebie zastanawiania się czy przyczyny odłożenia poczęcie są rzeczywiście słuszne lub czy nadal są słuszne?

 

Kryteria rozeznania

Małżonkowie zastanawiając się nad możliwością poczęcia dziecka mogą brać pod uwagę „zarówno swoje własne dobro, jak i dobro dzieci czy to już urodzonych, czy przewidywanych i rozeznając też warunki czasu oraz sytuacji życiowej tak materialnej, jak i duchowej; a w końcu licząc się z dobrem wspólnoty rodzinnej, społeczeństwa i samego Kościoła. Pogląd ten winni małżonkowie ustalać ostatecznie wobec Boga”.

Magisterium Kościoła naucza, że „jeżeli więc istnieją słuszne powody dla wprowadzenia przerw między kolejnymi urodzeniami dzieci, wynikające bądź z warunków fizycznych czy psychicznych małżonków, bądź z okoliczności zewnętrznych, Kościół naucza, że wolno wówczas małżonkom uwzględniać naturalną cykliczność właściwą funkcjom rozrodczym i podejmować stosunki małżeńskie tylko w okresach niepłodności, regulując w ten sposób ilość poczęć” . Pojęcie „słuszne powody”  (odłożenia poczęcia) jest z założenia mało precyzyjne. Gdyby została stworzona lista „słusznych powodów” małżonkowie zostaliby ograniczeni w wolności wyboru. Takie sformułowanie pozwala samym małżonkom określić jakie powody są według nich słuszne, w ich specyficznej i tylko im najlepiej znanej sytuacji życiowej.

Jeżeli małżonkowie w danym momencie życia nie widzą dobra w poczęciu dziecka, to mają obowiązek współżycia w czasie niepłodnym. Bóg stwarzając człowieka przewidział możliwość wykorzystania cyklicznego rytmu płodności kobiety, aby człowiek nie musiał wybierać między nieustannym rodzeniem kolejnych dzieci a całkowitym zaprzestaniem  współżycia seksualnego lub w poczuciu bezradności szukać środków likwidujących płodność. Małżonkowie mogą, i mają do tego moralne prawo, wykorzystać możliwości jakie daje im cielesność stworzona przez Boga w celu planowania dzieci. Wyboru współżycia w okresie niepłodnym nie można uważać za wybór niczym nie różniący się od antykoncepcji z tej racji, że podobnie jak przy jej wyborze małżonkowie dążą do takiego współżycia, które nie zaowocuje poczęciem dziecka. Gdyby brak woli do urodzenia kolejnych dzieci był naganny moralnie, to dobre i zgodne z wolą Bożą byłoby jedynie współżycie w czasie płodnym, czyli takie które zakłada największe prawdopodobieństwo urodzenia się dziecka.

Naukę Kościoła łatwiej zrozumieć, gdy dostrzeże się, że czymś innym jest decyzja odłożenia poczęcia dziecka, do której każde małżeństwo ma prawo, a czymś innym sposób w jaki podchodzi się do swojego ciała. Nie będąc gotowym do przyjęcia dziecka nie można naruszać integralność ludzkiego ciała poprzez niszczenie płodności męża lub żony. Dobre moralnie jest natomiast wykorzystywanie możliwości jakie daje ludzkie ciało – obserwować cykl płodności i do niego dostosować współżycie seksualne.

Nauka Kościoła nie ma nic wspólnego z fałszywym ideałem miłości małżeńskiej, który miałby polegać na gotowości do nieustannego rodzenia dzieci w zależności od możliwości reprodukcyjnych mężczyzny i kobiety. Decyzja urodzenia kolejnego dziecka nie może mieć nic wspólnego z fałszywym, fideistycznym pojmowaniem wiary. Fideizm głosi, że jeżeli człowiek do końca zaufa Bogu, to może nawet rzucić się w przepaść, a i tak Bóg go uratuje, cudem przeżyje, nawet nie złamie nogi. Rozum co prawda podpowiada, że taki skok musi zakończyć się śmiercią. Człowiek więc raczej będzie się bał zaryzykować, ale musi wtedy przyznać, że w tym przypadku objawił się u niego brak prawdziwej, czystej wiary. Zwyciężył racjonalizm, lęk i brak zaufania do Boga. Ideał całkowitego zdania się na Boga, wbrew podpowiedzi rozumu, nie został zrealizowany.

Błąd fideizmu polega na tym, że wybór życia dla Boga nie wymaga potwierdzenia ze strony rozumu ludzkiego. Praktyczną konsekwencją przyjęcia takiego poglądu jest np. ideał współżycia bez żadnego planowania, radykalna decyzja rodzenia dzieci „jak Bóg da”,  ślepe zdanie się na przypadek, zwalniające człowieka z posługiwania się rozumem i za jego pomocą rozeznawania woli Bożej.

Katolik powinien szukać rozumowych argumentów każdej decyzji, tym bardziej tak ważnej jak poczęcie dziecka i podejmować ją w wolności. Bóg chce być Bogiem ludzi świadomych i wolnych, którzy wybierają dobro dlatego, że widzą jego wartość, a nie dlatego, że muszą je realizować. „Myśl katolicka jest często rozumiana błędnie, tak jakby Kościół głosił ideologię maksymalnej płodności, nakłaniając małżonków do przekazywania życia bez rozeznania i jakiegokolwiek planu. Wystarczy jednak uważnie przeczytać wypowiedzi Magisterium, aby stwierdzić, że tak nie jest. W istocie, przekazując życie, rodzice realizują jeden z najważniejszych wymiarów swego powołania: są współpracownikami Boga. Właśnie dlatego zobowiązani są do przyjęcia postawy niezwykle odpowiedzialnej. W podejmowaniu decyzji  o tym, czy przekazywać życie lub tego nie czynić, nie powinni ulegać egoizmowi, ani dać się ponieść lekkomyślności, lecz kierować się roztropnością i świadomą wielkodusznością, która potrafi ocenić możliwości i warunki i zadbać przede wszystkim o dobro mającego narodzić się dziecka. A zatem, gdy istnieje powód, aby nie przekazywać życia, wybór taki jest godziwy, a może nawet być obowiązujący” .

 

br. Ksawery Knotz


Podobne artykuły: