Kategorie artykułów

Sakrament małżeństwa (37)
Celebracja aktu małżeńskiego (45)
Miłość ludzka w planie Boga (69)
Czystość przedmałżeńska (15)
Płodność i planowanie dzieci (36)
Początek życia ludzkiego (10)
Wychowanie seksualne dzieci (10)
Orgazm (18)
Inicjacja, gra wstępna (33)
Ciąża i diagnostyka prenatalna (12)
Leczenie niepłodności (11)
Wstrzemięźliwość seksualna (42)
Poronienie (4)
Menopauza (5)
Choroby, trudne sytuacje (67)
Masturbacja (15)
Pornografia (13)
Seksoholizm (9)
Środki antykoncepcyjne (29)
In vitro (11)
Syndrom poaborcyjny (7)
Modlitwy małżeńskie (6)
Pożądliwość serca (54)
Podejście do grzechów seksualnych (57)
Historia i nowoczesność (35)
Stereotypy (51)
Zdrada (11)
Historie z życia (43)
O nas Kontakt

WESPRZYJ NAS

In vitro – dzieci poczęte, ale czy z miłości?

In vitro – dzieci poczęte, ale czy z miłości?

Rodzice decydujący się na zapłodnienie in vitro bardzo pragną dziecka, tak bardzo, że godzą się na każdą metodę jaka umożliwi im jego urodzenie. Nie oznacza to jednak, że pragnienie urodzenia dziecka jest równoznaczne z dojrzałą miłością do dziecka. Każdy kochający rodzic chce, aby jego dziecko było zdrowe. Mama nie robi nic, co by mogło przyczynić się do choroby dziecka, np. nie pije alkoholu, nie zażywa lekarstw, nawet pigułki na ból głowy.

Nie podejmuje świadomie żadnego działania, które mogłoby spowodować uszkodzenie lub zabicie płodu.

 

Miłość, która pozwala okaleczyć

U dzieci poczętych w laboratorium znacznie częściej niż u poczętych poprzez współżycie seksualne stwierdza się nieprawidłowości genetyczne: anomalie chromosomowe, mikrodelecje, imprinting. Na przykład u dzieci z in vitro sześciokrotnie częściej występuje zespół Widemana-Beckwitha charakteryzujący się makrosomią (dużymi rozmiarami dziecka). Jakie będą ostateczne skutki mikrouszkodzeń genetycznych jeszcze dzisiaj nie wiemy.

Noworodki mają niższą wagę okołoporodową, często rodzą się przedwcześnie, ich śmiertelność wzrasta o 70%, a ryzyko wystąpienia wad wrodzonych jest przeciętnie dwa razy wyższe niż przy naturalnym poczęciu. Już u jednorocznych dzieci stwierdza się 30-40% wyższe ryzyko występowania wad wrodzonych.

Nic dziwnego, że dzieci te dwukrotnie częściej niż ich rówieśnicy poczęci naturalnie trafiają w pierwszych latach po urodzeniu do szpitala (porażenie mózgowe, epilepsja, astma, nowotwory, infekcje, zaburzenia immunologiczne, choroby reumatyczne, wady serca i układu krążenia, wady układu pokarmowego i moczowo-płciowego). Zabiegi in vitro przyczyniają się do wzrostu ilości ciąż mnogich (5x częściej ciąże trojacze), które pociągają za sobą zwiększone ryzyko poronień i porodów przedwczesnych, nadciśnienia indukowanego ciążą, cukrzycy kobiet ciężarnych, cięć cesarskich, porażenia mózgowego i zgonów noworodków.

 

Miłość, która staje się biznesem

Jeżeli daje się przyzwolenie na poczęcie dziecka w laboratorium, to daje się również zielone światło udoskonalania procesu produkcji ludzkich embrionów poprzez manipulacje genetyczne np. zaplanowanie koloru skóry, oczu… Jedni rodzice będą chcieli tylko dziewczynkę, inni koniecznie chłopczyka. Większość będzie chciała dziecko zdrowe i inteligentne (można skorzystać z oferty zakupu spermy profesora uniwersyteckiego), ale są już i tacy, którzy domagają się uszkodzenia pewnych genów, aby dziecko urodziło się z defektami. W USA 3 proc. rodziców chce, by ich pociechy były podobne do nich, czyli np. żeby były głuchonieme lub skarłowaciałe.

Czy kliniki spełniają takie życzenia? Oczywiście, klient płaci i ma prawo wymagać ściśle określonej usługi.

Dziecko staje się ekskluzywnym towarem, który można sobie zamówić na życzenie. Nikt się do takiego podejścia otwarcie nie przyznaje, ale tylko ono, a nie dobro dziecka, tłumaczy presję, aby procedurą in vitro objąć nie tylko małżonków, ale każdy nieformalny związek bez względu na jego trwałość. W kolejce ustawią się osoby homoseksualne, które chcą się na siłę upodobnić do naturalnej rodziny. Jeżeli nawet one mają prawo mieć dziecko z próbówki, to tym bardziej prawo do in vitro powinny mieć np. kobiety samotne z wyboru lub chcące mieć dzieci ze swoimi zmarłymi małżonkami lub kochankami, którzy złożyli swoje nasienie w banku spermy. (obecnie w USA bezpłodne małżeństwa stanowią tylko 15% klientów banków spermy. 85% klientów stanowią kobiety samotne i lesbijki). Z in vitro urodziło się już dziecko kobiecie po menopauzie (dawcą jajeczka była młoda dziewczyna). To, że dziecku do normalnego rozwoju potrzebny jest ojciec i matka, mężczyzna i kobieta nikogo już nie obchodzi. Na rynku pojawiła się nowa oferta  –  urodzenia za pieniądze nie swojego dziecka – bycia surogatką (matką zastępczą) , która dzięki in vitro zachodzi w ciążę z zarodkiem konkretnej pary, której potem, po urodzeniu dziecka, oddaje niemowlę. Rzekome prawo każdej kobiety do urodzenia dziecka staje się ideologiczną przykrywką dla zwykłego handlu embrionami.

 

Miłość, która dopuszcza selekcję eugeniczną

Jeżeli chce się mieć tylko 35-45% szansy na zagnieżdzenie się zarodka w macicy, to przed transferem zarodków do macicy trzeba mieć ich sześć albo osiem. Z góry wiadomo, że z większości z nich nie urodzą się kochane dzieci. Selekcja eugeniczna ludzkich zarodków pojawia się już na poziomie decyzji, który z nich wprowadzić do organizmu matki, a który zniszczyć lub ewentualnie zamrozić na przyszłość. Mniejsza liczba nie daje dużych szans na udany zabieg. Oceny dokonuje laborant wybierając bardziej dorodny zarodek.  Rutynowo podaje się 2 zarodki u kobiet przed 35. rokiem życia i 3 zarodki po 35. roku życia, aby zwiększyć szansę na zagnieżdżenie się w macicy któregoś z nich. Zakłada się bowiem z góry, że któryś z nich nie przeżyje. W przypadku gdy jednak dojdzie do zagnieżdżenia się w macicy wszystkich wprowadzonych zarodków, proponuje się klientom (którzy przecież zamówili jedno a nie troje dzieci), „redukcję płodów”, czyli kolejną selekcję eugeniczną  – zabicie jednego lub dwojga poczętych dzieci. Zgoda na zniszczenie ludzkiego embrionu (aborcja) jest wpisana w decyzję zapłodnienia in vitro. Wszelkie ograniczenia, np. nakaz wyprodukowania tylko jednego zarodka i zakaz zamrażania ludzkich embrionów są zwalczane, ponieważ czyniłyby tę metodę bardzo nie skuteczną i już całkowicie nie opłacalną.

Bardzo często pojawia się argument, że procent samoistnych poronień jest bardzo wysoki, zbliżony do poronień związanych z procesem in vitro. Zwraca się uwagę także na to, że dzieci poczęte naturalnie też chorują i umierają. Nie rozróżnia się, że człowiek ponosi odpowiedzialność za skutki swoich działań, a nie za skutki  procesów jakie zachodzą w przyrodzie. Rodzice nie ponoszą odpowiedzialności  za to, który plemnik połączy się z komórką jajową, który zarodek obumrze zanim  zagnieździ się w macicy, który płód przeżyje ciążę… przyroda, której jesteśmy częścią dokonuje bardzo dużej selekcji poza wiedzą i wolą człowieka. Człowiek ponosi odpowiedzialność jedynie za swoje czyny, za decyzje, które podejmuje. Gdy zawali się dach szkoły konstruktor ponosi odpowiedzialność za złe wyliczenia, pomimo tego, że chciał zbudować bezpieczną szkołę. Nie mówi się wtedy, że nie ma on żadnej odpowiedzialności, bo przecież w przyrodzie wiele razy bloki skalne przygniotły ludzi, że przyroda też jest niedoskonała. To, że kataklizm zabił milion ludzi nie jest współmierne z decyzją jakiegoś człowieka o zabiciu miliona ludzi. Gdy w wyniku decyzji podjętych w procesie  in vitro zarodek obumrze, gdy dziecko urodzi się słabsze, chore, umrze po porodzie – odpowiedzialność spada na tych, którzy znając  słabą skuteczność in vitro i choroby jakie potem trapią te dzieci zgadzają się na taką procedurę.  Gdy z góry wiedzą, a wiedzą, że  w wyniku ich działania nastąpi śmierć kilku ludzkich zarodków są odpowiedzialni za ich śmierć. działanie przyrody można zaakceptować, ich działania już nie.

 

Miłość, która boi się prawdy

Dzieci z próbówki są normalnymi, myślącymi ludźmi. Gdy dorosną i będą znać prawdę o początku swego życia będą pytać się o swoją tożsamość, o bezpieczeństwo ich poczęcia, o przyczyny chorób, które je trapią, o to czy są rzeczywiście dziećmi swoich rodziców? Będą się także zastanawiać co by było, gdyby lekarz zdecydował się akurat usunąć ten embrion, z którego one się wykształciły? Jaka jest wartość ich życia, skoro tylko przypadek zdecydował, że żyją i to kosztem śmierci przynajmniej kilku embrionów, które gdyby przeżyły selekcję byłyby teraz ich siostrami lub braćmi. Nic dziwnego, że większość rodziców woli zachować tajemnicę i nie wyjawiać prawdy o początkach ich życia. Naukowcy przyznają, że zapłodnienie in vitro jest eksperymentem na ludziach, to znaczy, że ciągle jest wiele niewiadomych, co do przeszłych problemów ludzi, którzy w ten sposób przyszli na świat, że brak jest wszechstronnych badań nad skutkami fizycznymi i psychicznymi takiej metody… Rodzice, którzy świadomie wzięli udział w eksperymencie na swoich własnych dzieciach nie zawsze cieszą  się zdrowymi dziećmi. Często mają wyrzuty sumienia, ponieważ nie są pewni na ile są odpowiedzialni za każdą poważniejszą chorobę ich dziecka, defekt, upośledzenie. problemy psychiczne, trudności wychowawcze… Nie chcąc decydować o śmierci kolejnych zarodków, z których  mogłyby rozwinąć się ich dzieci regularnie płacą za utrzymanie przy życiu zamrożonych i niewykorzystanych embrionów. Uznają ich prawo do życia. Przeżywając tego typu dylematy nie są już otoczeni troskliwą opieką lekarzy i zwolenników in vitro. Pokój sumienia może przywrócić im tylko Bóg.

 

br.Ksawery Knotz

Głos Ojca Pio, nr 56 marzec/kwiecień 2009


Podobne artykuły: