W tradycji żydowskiej bardzo silny był wymóg czystości rytualnej. Była ona definiowana zewnętrznie, np. kto nie umył rąk przed jedzeniem lub spożył wieprzowinę stawał się nieczysty wobec Boga. Przepisy prawa ściśle określały jakie zachowanie jest czyste a jakie nie. „Takiemu sposobowi myślenia Chrystus przeciwstawia się w sposób radykalny: nic, co brudzi człowieka „od zewnątrz”, żaden brud „materialny” nie czyni człowieka nieczystym w znaczeniu moralnym, czyli wewnętrznym”.[1]
Trzeba zmienić spojrzenie na rzeczywistość grzechu: „Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym” (Mt 15,11). Jezus w „Kazaniu na górze” wskazuje na prawdziwe źródło grzechu. Nie jest nim to co się dzieje na zewnątrz, w kontakcie z ciałem, ale co się dzieje wewnątrz człowieka, w jego ośrodku decyzyjnym, w sumieniu: „z serca bowiem pochodzą złe myśli… To właśnie czyni człowieka nieczystym…” (por. Mt 15,18-20) i dopiero z serca ujawnia się na zewnątrz poprzez ciało.
Według Starego Testamentu nieczystym był mężczyzna, który miał polucję i kobieta w czasie miesiączki. Fizjologiczne reakcje ciała same w sobie decydowały o nieczystości (por. Kpł 15,1-33). Kobieta z miesiączką nie mogła modlić się w synagodze, a mężczyzna po polucji musiał odbyć kąpiel rytualną, aby stać się na powrót czysty i godny spotkania z Bogiem. „Chrystus odciął się wyraźnie od wiązania czystości w znaczeniu moralnym (etycznym) z samą fizjologią, z procesami zachodzącymi w ludzkim organizmie (…) żaden z przejawów „nieczystości” płciowej w znaczeniu czysto cielesnym, biofizjologicznym, sam w sobie nie wchodzi jeszcze w definicję czystości lub nieczystości w znaczeniu moralnym (etycznym)”[2].
Błędne myślenie o grzechu
Podobne do starotestamentowego rozumienie nieczystości moralnej może prowadzić do błędnego myślenia o grzechu, w sposób legalistyczny, zewnętrzny, „materialny”. Tę skłonność zauważa się w szczególny sposób w podejściu do seksualności, gdzie grzechy definiuje się najczęściej poprzez zewnętrzny opis ludzkiego zachowania z pominięciem życia wewnętrznego człowieka, jego duchowości. Słyszymy więc, że grzechem jest np. zażywane pigułki hormonalnej albo seks oralny, czyli konkretne zachowania, ale nie dostrzegamy duchowego doświadczenia, które dostrzega miłość w szacunku dla ludzkiej płodności lub widzi w pełnym akcie seksualnym najpełniejsze doświadczenie zjednoczenia się ludzi ze sobą.
Bardzo często ludzie skoncentrowani na problemach seksualnych zaczynają traktować popęd seksualny jako źródło zła i grzechu. W konsekwencji ocena moralna nie opiera się na badaniu poruszeń serca, z którego pochodzi wszelkie zło, ale na obserwacji reakcji ciała, nad którym nie umie się panować. Dla niektórych ludzi już same myśli i pragnienia erotyczne są nieczyste, tylko dlatego, że się pojawiają, a tym bardziej jeżeli przerodzą się w silniejsze pobudzenie zakończone orgazmem. Nie ma refleksji jakie poruszenia serca doprowadziły do takiej sytuacji i na ile się jest za taką reakcję odpowiedzialnym? Grzech zlokalizowany w ciele, a nie sercu zaczyna się kojarzyć z nadmiarem przyjemności, a nie z egoistycznymi decyzjami jakie zapadają w sercu. Podobny błąd popełniamy sprowadzając moralność do uczuć jakie przeżywamy, np. za grzech jesteśmy skłonni uznać wyrażone na zewnątrz uczucie złości, gniewu, nawet wtedy, gdy uważamy, że mamy powody, aby się gniewać. Uznajemy tym samym mimowolnie, że moralnie dobre jest tylko okazywanie uczuć miłych, łagodnych, natomiast te nieprzyjemne mamy tłumić w imię moralnego dobra, świętości.
Można więc przeżyć wzburzenie, które wyrazi się na zewnątrz silnym gniewem lub przeżyć silne bardzo silne pobudzenie i pomimo tak daleko posuniętej reakcji nadal nie mieć grzechu, ponieważ pojawienie się pobudzenia emocjonalnego czy seksualnego jako reakcji szeroko rozumianego ciała nie czyni automatycznie człowieka nieczystym moralnie. Niezadowolenie czy wstyd ze zbyt silnej reakcji nie jest jeszcze wystarczającym kryterium uznania danego zachowania za grzech. Grzech się pojawia dopiero wtedy, gdy człowiek świadomie i dobrowolnie wybiera czynienie zła. Póki nie mamy pewności, że za konkretnym naszym zachowaniem stoi decyzja czynienia zła możemy nasze zachowanie oceniać negatywnie jako niewłaściwe, przesadzone, niedojrzałe, a nawet obiektywnie nieuporządkowane moralnie, ale jeszcze nie grzeszne. Uznanie grzechu wymaga czegoś więcej – dostrzeżenia własnej odpowiedzialności za podjętą decyzję, która wywołała taką reakcję.
Skupienie się jedynie na psychologicznych lub fizjologicznych reakcjach i utożsamianie ich automatycznie z grzechem bardzo przeszkadza w dojrzałym formowaniu sumienia – pojawieniu się „rozumnego serca” zdolnego rozróżnić wewnętrzne poruszenia ludzkiego serca.
Odkrywanie czystych poruszeń
Człowiek stopniowo zdobywa umiejętność odróżniania całej gamy przeżyć związanych z relacją z drugą osobą odmiennej płci – poruszeń samego popędu, przyjemności, namiętności, wzruszenia, intymności, czułości, tęsknoty, troski, szacunku i podziwu, zażyłości, przyjęcia i dawania, radość daru, sens poświęcenia… Na tej drodze mąż i żona mogą rozpoznać wyjątkową bliskość Boga, której klimat duchowy opisuje Pieśń nad Pieśniami w miłości Oblubieńca i Oblubienicy. Taka bliskość, pełna zaufania i tęsknoty, jest charakterystyczna dla najczystszej miłości możliwej do przeżycia tylko pod wpływem działania Boga.
Istnieje cała hierarchia wyższych i niższych poruszeń ludzkiego serca: czystych i brudnych, miłosnych i pożądliwych, które się do pewnego stopnia wzajemnie mieszają, mają swoje odmiany i odcienie. Przenoszą się one na zewnątrz za pomocą naszego ciała – poprzez mowę, dotyk, pieszczotę, współżycie seksualne. Zależnie, które poruszenia zdominują serce człowieka będą niosły całkiem inną treść i będą budować całkiem inny rodzaj relacji z drugą osobą.
Zadaniem chrześcijanina jest zdobywanie pełnej i dogłębnej świadomości swoich czynów w stosunku do drugiej płci, uczenie się rozpoznawania, rozróżniania i klasyfikowania wewnętrznych poruszeń serca, aby „spośród tych poruszeń umieć wydobyć to, co odpowiada „czystości serca”[3]. Gdy chrześcijanin dostrzega poruszenia czystego serca pełne Bożej atrakcji rozwija się w nim także większa zdolność rozpoznania poruszeń pożądliwości. Gdy już rozpoznaje poruszenia pożądliwości i mimo tego zgodzi się świadomie i dobrowolnie im ulec bierze za tę decyzję odpowiedzialność moralną. Dokonany wybór sumienie uznaje za grzech wobec Boga i Kościoła.
Pedagogika rozeznawania poruszeń serca
Realna zmiana życia seksualnego następuje dopiero wtedy, gdy człowiek zaczyna dostrzegać różnorodne i bogate poruszenia jakie rodzą się w jego sercu. Zło, nieporządek moralny, w swoim życiu można dostrzec, gdy odkryje się nową jakość. Jak ktoś nigdy nie pił starego, wybornego wina – biblijnego symbolu czystej i pięknej miłości, to nigdy nie dostrzeże słabej jakości młodego, kwaśnego wina. Wymaga to formacji sumienia, aby uwolnić je od egoizmu powodującego, że człowiek koncentruje się tylko na zaspokojeniu swoich potrzeb seksualnych; od pychy wyrażającej się w oderwaniu seksualności od Boga i nie uznawaniu Jego obecności w tej sferze życia; od strachu przed własnym ciałem, seksualnością i płodnością; od fałszywego poczucia winy doszukującego się grzechu w poszukiwaniu przyjemności bez umiejętności rozróżniania kontekstu w jakim się to dzieje[4].
Nie bez znaczenia dla budowania zdolności do rozpoznawania czystych poruszeń serca jest pamięć najpiękniejszych chwil w miłości małżeńskiej i najpełniejszych duchowo aktów seksualnych – pełnych troski o siebie, gotowości bycia dla drugiej osoby, otwarcia się na siebie, oddania się, powierzenia, poczucia wzajemnej troski o satysfakcję seksualną. Człowiek stopniowo odkrywa bogactwo wzajemnych odniesień mężczyzny i kobiety, które pochodzą od Boga i widzi ich jakościową różnicę w stosunku do poruszeń pożądliwości, dostrzega hierarchię niższych i wyższych pragnień, a także co najważniejsze – odkrywa nową moc – wewnętrzną siłę Ducha. Ten Duch nie działa od zewnątrz jako forma nacisku i przymusu, ale działa „wewnątrz ducha ludzkiego” przekonując człowieka do grzechu i uzdalniając do pójścia za duchowymi poruszeniami. Nowa więź między mężczyzną i kobietą, obejmująca też życie seksualne, pojawia się po odkryciu tej nowej, wewnętrznej mocy Ducha, która okazuje się silniejsza od pożądliwości serca i przeważa szalę na korzyść dobra w wewnętrznym zmaganiu się człowieka ze złem. Działanie Ducha ubogaca doświadczenie miłości. Im małżonkowie mają bogatsze doświadczenie miłości i są bardziej otwarci na działanie Ducha Świętego, tym lepiej wyczuwają dwojakie poruszenia serca – czyste i brudne. Umieją już kochać się idąc za poruszeniem duchowymi. Co jakiś czas idą także za poruszeniami, których źródłem jest pożądliwość serca.
Gdy człowiek potrafi w sercu rozróżnić dobro od zła widzi, że Boże przykazania i nauka Kościoła na temat ludzkiej miłości korespondują z najgłębszymi jego pragnieniami i sposobem życia, który podjął pod wpływem Ducha św. Boże przykazanie jest rozpoznane jako prawo wewnętrzne wpisane w sercu człowieka. Pojawia się odniesienie do wartości, które chce się dobrowolnie i świadomie pielęgnować. Im bardziej odkrywa się jak może wyglądać więź małżeńska, tym lepiej się rozumie co tej więzi szkodzi. Grzech przeżywa się wtedy nie jako podporządkowanie się „odgórnie” podanemu prawu, ale jako osobiste zaprzeczenie wartościom, które pragnie się realizować pomimo trudu jaki za tym idzie.
Grzech w perspektywie łaski
Dojrzali małżonkowie chrześcijańscy nie są skoncentrowani na grzechach seksualnych, ale cieszą się miłością, czułością, intymnością i przyjemnością. Zdają sobie sprawę, że więź jaką ze sobą tworzą jest miejscem Bożej obecności. Gdy co jakiś czas upadną, i popełnią grzech rodzi się w nich pragnienie powrotu do poprzedniego stanu, odbudowania zepsutej więzi. Wobec osobowej miłości Boga, przyjęcia jego spojrzenia na człowieka, znika niezdrowe kalkulowanie ciężkości popełnionego grzechu. Człowiek bez względu jaki grzech popełnił powierza się oblubieńczej miłości Boga całym sobą – wchodzi w pełni osobową relację – duchem, uczuciami, ciałem i przyjmuje obdarowującą Bożą miłość w podobny sposób jak się przyjmuje fascynujący dar ludzkiej miłości.
Taki dynamizm zmiany i nawrócenia nie ma nic wspólnego z legalistycznym podejście do etyki seksualnej, w którym uczy się przeżywać normę moralną nie jako punkt wyjścia do pokazania wartości jakie ona chroni, ale jako surowy zakaz, którego złamanie grozi sankcją kary i potępienia. Można powiedzieć, że albo chce się pokazywać świat, w którym łamie się normy, albo świat, który się rodzi gdy się je zachowuje. Te dwa podejścia opierają się na całkiem innym myśleniu i innej pedagogice. Między odkrywaniem piękna życia chrześcijańskiego i wezwaniem do jego realizacji tak dobrej propozycji a rozważaniami na temat ciężkości popełnionych grzechów i zła jakie się dzieje w świecie z powodu rozwiązłości seksualnej, jest olbrzymia różnica. Gdy człowiek utraci biblijną, drogocenną perłę, już znalezioną, będzie chciał jak najszybciej ją odzyskać, będzie chciał powrócić do Boga i odzyskać utracone dobro. Gdy człowiek przekroczy tylko prawo sankcjonowane karą grzechu śmiertelnego będzie miał z pewnością silne poczucie winy z powodu swojej grzeszności, ale to nie znaczy, że pragnie cieszyć się piękną, czystą miłością. Podejście legalistyczne domaga się przede wszystkim podporządkowania normie moralnej wyrażonej w skrupulatnym opisie grzesznych zachowań seksualnych.
W konsekwencji ich zachowanie daje poczucie „bycia w porządku”, ale nie pozwala zrozumieć na czym polega miłość, jakie jest znaczenie ludzkiej cielesności, jak wielkim dobrem jest seksualność i płodność. Mąż, po 30 latach małżeństwa ma wątpliwości czy w czasie aktu seksualnego może żonę doprowadzić do orgazmu po swoim własnym zaspokojeniu. Gdyby miał choć trochę intuicji miłości, choć trochę rozumiał kobiecą seksualność w naturalny sposób dostrzegłby rozbudzenie żony i pragnąłby, aby i ona cieszyła się orgazmem. Inna para przez całe lata ogranicza sobie pieszczoty w czasie gry wstępnej, bo słyszała, że pieszczoty oralne są grzechem. Gdyby akceptowali swoją cielesność i rozumieli sens rozbudzania się w czasie aktu seksualnego byłoby dla nich bezsensu wykluczać w czasie rozbudzania się jakikolwiek obszar swojego ciała. Ludzie, którzy legalistycznie rozumieją naukę Kościoła nie tylko nie umieją okazywać sobie miłość poprzez ciało, ale nie umieją także pozytywnie mówić o seksualności, dostrzegać piękna chrześcijańskiej miłości, ich wrażliwość jest nastawiona na grzech i tropienie jego smutnych skutków, co nie tylko nie pomaga ludziom w uczeniu się miłości, ale w wielu przypadkach nasila problemy w życiu seksualnym. Wielu ludzi odrzuca taką nieprawdziwą interpretację moralności katolickiej traktując ją jako bezduszne prawo krępujące miłość.
Teologia ciała buduje koncepcję pedagogiczną polegającą na pomaganiu ludziom w odkrywaniu całego bogactwa wewnętrznych przeżyć, tak aby ostatecznie posmakowali w sercu czym jest miłość daru, oblubieńcza miłość Chrystusa i całym sobą oddali się Panu Bogu. W logice tego podejścia nie mieści się traktowanie moralności jako odgórnie podanej listy zakazanych czynności. Człowiek ma odkryć, dzięki dobrze ukształtowanemu sumieniu, czym jest miłość, odkryć wartość swojej cielesności, seksualności i dojść do uznania normy moralnej, jako tej która odkryte wartości chroni i zabezpiecza przed zniszczeniem. Moralność w tym ujęciu jest odkryciem wielkiej wartości – nowego rodzaju miłości, która niesie w sobie moc Ducha, urzeka swoim pięknem serce człowieka i pociągając ku dobru. Człowiek wewnętrznie poruszony pragnie osobiście wybrane wartości realizować zdając sobie realistycznie sprawę, że jego seksualność wymaga oczyszczenia i dojrzewania.
br. Ksawery Knotz
[1] Jan Paweł II, Teologia ciała
[2] tamże
[3] Jan Paweł II, Teologia ciała
[4] KKK 1784